Ameyka Srodkowa Meksyk Gatemala Salwador Honduras Belize

Cześć W tym roku nasze szlaki wycieczkowe zaczynamy od naszej bardzo lubianej Ameryki Łacińskiej Wybraliśmy się na wycieczkę trampingową w malej kameralnej grupie 12 osob.

Dzien 1

Podróż co tu dużo pisać męcząca, ale coś za coś. Tak wiec najpierw pakowanie tu pierwsze schody nigdy nie byliśmy na trampingu. Udajemy się najpierw do przeróżnych sklepów celem uzupełnienia ekwipunku. Nie jest to proste wszystkie wynalazki typu plecaki na kółkach czy temu podobne kupuje się metoda kota w worku. Nic nie da się pomacać wszystko trzeba zamówić przez debilnet. Dzięki Witkowi i Marysi naszym przyjaciołom zaprawionym w takich bojach jakoś przebrnęliśmy te zakupy. Kupujemy jakieś małe suweniry dla miejscowej ludności zgodnie z zaleceniami organizatora wyjazdu.Wyjazd na Okęcie 24 w nocy i o 6 rano Air France z przesiadka w Paryżu.

Stad dalej prosto do Mexico City w Meksyku. Lądujemy około 17 ichniego czasu. Dojazd do hotelu i pomimo ponad doby w podróży ruszamy w miasto na szybki rekonesans. Zaraz potem lądujemy w łóżeczku.

Dzień 2 Mexico City Meksyk

Zaczynamy od śniadania w przy hotelowej restauracji. Po jakiejś nawet jadalnej jajecznicy wyspani ruszamy w teren. Stolica Meksyku historyczne dziedzictwo kulturowe wpisane na listę UNESCO robi wrażenie. Zwiedzamy główny plac katedralny czyli Zocalo katedrę, pocztę /do dziś działającą/, okolice.

W drodze koło katedry spotykamy Indian Prowadzą oni tutaj oczyszczanie duszy. Zabiegowi temu ochoczo się poddałem co nie zmienia postaci rzeczy, że do końca nie wiem co ma mi on dać. Lżejszy o kilka peso, oczyszczony chłonę piękno okolicy.

20200201_163249

Gdzieś po drodze Pałac Prezydencki ze świetnymi nasciennymi malowidlami przedstawiającymi zycie i kulture Meksyku

20200201_171308

Poczta i w drodze do niej

Nastał czas na krotka przerwę w hotelu i po niej ruszamy do Narodowego Muzeum Archeologicznego. Muzeum zachwyca ilością zbiorów oryginalnych wykopalisk lub wartością odtworzeniową. Całokształt przytłacza. Moim pragnieniem życiowym było poznanie kultur Azteków, Inków czy Majów przyznaję się bez bicia ja nie ogarniam tych tematów mimo wieloletniego interesowania się ich historią.

Wieczór koniec miasta degustacja Tequili. Miejsce do którego jedziemy jest charakterystyczne bo można w nim za niewielkie pieniądze wynająć grajków. W związku z powyższym zjeżdżają się tu okoliczni mieszkańcy świętujący np. urodziny. Gwar, mnóstwo ludzi, sprzedawców , alkohol, konie, zabawy i inne atrakcje czynią to miejsce magicznym.

20200202_035941

Dzień 3

Z samego rana /czyli w moim środku nocy/ ruszamy do Sanktuarium Matki Boskiej w Gwadelupie. Podobno w 1531 roku Matka Boska objawiła się Aztekowi Św. Juanowi Diego.Od tego czasu jest to największe Sanktuarium obu Ameryk. Jesteśmy tutaj dokładnie w czasie święta Matki Boskiej Gromnicznej. Obecne kultury meksykańskie również wyznają to święto i z okazji odrodzenia Pana Jezusa składają różnego rodzaju hołdy, pokuty czy też pielgrzymują w tym dniu do miejsca świętego.

Opuszczamy Bazylikę i udajemy się do miejsca gdzie ludzie stają się Bogami.

Teotihuacan

Ośrodek kulturalno polityczny Azteków wpisany na listę UNESCO. Zwiedzamy tutaj Piramidę Słońca i księżyca należące do największych na świecie, oraz Świątynię Quetzalcoatla / Pierzastego Węża / . Wrażenia niezapomniane nie da się tego w żaden sposób opisać. Kompleks Azteków ciągnie się w części którą zwiedziliśmy około 4-5 km. Odrestaurowane budowle robią nieprawdopodobne wrażenie. Wejście na którąkolwiek z Piramid stanowi wyzwanie fizyczne, a poprzedzone jest wielogodzinnym staniem w kolejce gdyż chętnych z całego świata nie brakuje.To co zobaczyliśmy w połączeniu z edycją w TV Fokus programu Starożytni Kosmici wywołuje dreszcze i co dużo mówić nie mieści się w głowie.Aztekowie malowali swoje budowle i gdzieniegdzie zachowały się fragmenty wybarwień.

Dzień 4 Meksyk San Cristobal stan Chiapas 2100 m n.p.m.

Po nocnym przejeździe luksusowym rejsowym autokarem skoro swit pływamy łodzią po canionie

Canion del Sumidero po za bujną roślinnością, poteznymi masywami skalnymi, roznorakimi zwierzetami stanowi jedną z najglebszych rzek na swiecie. W miejscach w których pływamy jest to około 200 m głębokości. Zwazywszy na wysokosc masywu 1000m canion stanowił niezdobytą bronioną przez indian fortecę.

Następnie udaliśmy się do kulturowej stolicy stanu Chiapas.

San Cristobal de la Cases.

Po zakwaterowaniu w hotelu w samym centrum starówki udajęmy się na jej zwiedzanie.

Dzień 5 okolice San Cristobal

Indiańskie wioski San Juan Chamula oraz San Lorenzo Zinacanátan

Wioski te są zasadniczo wyjęte spod meksykańskiego prawa. W wioskach rządzą Majers Domus, którzy z zespołem doradców są władzą ostateczną. Przykładowo ktoś chce otworzyć sklep musi mieć jego zgodę. Ktoś uzyskał zgodę Państwa na budowę a nie uzyskał jej od Majers-a nie wybuduje. Kościoły w tych miejscowościach zostały wyklęte przez Watykan ze względu na znaczny udział miejscowych praktyk religijnych. Niestety nie wolno w nich fotografować. Udało nam się jednak je zwiedzić po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia. Prawo w wiosce jest dość surowe i jako, ze policja nie ma do nich wstępu za fotografowanie mimo zakazowi któryś z nieszczęsnych turystów został przeciągnięty po za wioskę końmi w efekcie czego zmarł. Kradzież karana jest spaleniem na stosie. Po za tymi małymi niedogodnościami jest super. W kościele szamani odprawiają swoje obrzędy na przykład uzdrawiają chorych. Byliśmy świadkami takiego obrzędu. Z chorej dziewczynki przeniesiono chorobę na kurę którą to natychmiast po tym zabiegu /dalej w kościele/ pozbawiono życia poprzez skręcenie łba.

San Cristobal cd.

Dzień 6 Podróż

Jak w tytule dzień dzisiejszy został przeznaczony na pokonanie trasy do Gwatemali.

Dzień 7 San Juan La Laguna Gwatemala

Znajdujemy się na nabrzeżu powulkanicznego jeziora Atitlan. Jezioro powstało na skutek olbrzymiej erupcji wulkanu. Mialo to miejsce około 200 mln lat temu. W wyniku erupcji lawa wulkanu spadając z wysokości około 4000m przetopiła krater i wszystko wokół niego czego efektem było zapadnięcie się terenu i tak powstało jezioro. Jezioro o krystalicznej wodzie ma głębokość okolo 300m. Otaczaja je trzy potężne wulkany. Największy z nich to San Pedro. My podróżujemy wynajętą lodzią w największym kraterze wulkanicznym Ameryki Środkowej odwiedzając okoliczne wioski. W oddali widać aktywny wulkan Bueno.

Odwiedzamy dwie wioski Majów Santiago i San Antonio.

San Antonio słynące z wyrobów ceramicznych

Santiago słynące z obrazów

Dzień 8 Gwatemala

Wyruszyliśmy dalej i w drodze zatrzymujemy się w różnych ciekawych miejscach.

San Thomas

Kolejna miejscowość Majów. Na ruinach świątyń Majów konkwistatorzy budowali nowe kościoły. Majowie między figurami świętych, a posadzką umieszczali swoich Świętych i był to warunek konieczny, żeby taka świątynia mogła powstać. Po dziś dzień odprawiane są tu różne indiańskie rytuały. Na zdjęciach jeden z kościołów z oczyszczającymi kadzidłami przed wejściem.

Santo Domingo

Miejscowość indiańska w której oglądamy cmentarz. Po za ciekawymi nagrobkami znajduje się tutaj miejsce w którym szamani odprawiają swoje rytuały niekoniecznie związane ze światem zmarłych. Są to po prostu wybrane ich miejsca święte. Nekropolia charakteryzuje się bogatą kolorystyką, corocznie w święto zmarłych zmienianą i odnawianą. W tym dniu również Majowie puszczają ogromne kolorowe latawce, żeby zaniosły dusze zmarłych do nieba.

Dzień 9 Gwatemala Antigua

Antigua miasto wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Otoczone kilkoma wulkanami z czego niektóre są aktywne. Położenie miasta jest niekoniecznie szczególne gdyż leży ono na styku plyt tektonicznych co w konsekwencji generuje silne trzęsienia ziemi.Wiele kościołów czy innych zabytków zostało w wyniku tych trzęsień zniszczone i dziś mozemy ogladac tylko ruiny niegdyś potężnych budowli kultur Majów, czy w okresie późniejszym najeźdźców hiszpańskich i najeźdźców kościoła katolickiego.

Z hotelu

Chicken Bus

Ruszamy na przejażdżkę miejscowymi autobusami zwanymi od przewożenia wszystkiego między innymi żywego drobiu Chicken Busami.

Dzień 10 Gwatemla Wulkan


Antiqua otoczona jest kilkoma pięknymi i złowrogimi wulkanami. Największy nieaktywny Aqua wznosi się majestatycznie nad miastem. Pomniejsze Acatenago i Fuego oraz aktywny San Pedro. Siedząc wieczorami na tarasie hotelu mamy możliwość obserwacji jego pomruków i małych erupcji. Gwatemala ma około 33-36 wulkanów z czego cztery są cały czas aktywne w tym Pacaya i Fuego. Majowie czcili od zawsze potęgę tych tworów przyrody oddając im cześć i chyląc przed nimi czoła. Piękno tych powulkanicznych gór podkreśla urokliwy klimat Gwatemali. Niestety siła tych olbrzymów posiada też niszczycielską moc. Około dwóch lat temu w wyniku erupcji wulkanu Fuego zniszczeniu uległo kilka miejscowości i zginęło 160 osób zasypanych popiołem. Siła sprawcza przy erupcji kryje się nie tylko w gorącej lawie. Potężnych zniszczeń dokonują też wyrzucane trujące, gorące gazy, czy też ciskane na spore odległości głazy. Mamy okazję zobaczyć zalane lawą wioski wrażenie makabryczne.
Wulkan Pacaya 2552 mn.p.m.
Wokół aktywnego wulkanu utworzono Park narodowy, który mamy przyjemność oglądać. Wdrapujemy się po stromym podejściu blisko aktywnego krateru. Mój kręgosłup odmawia współpracy, ale co tam kręgosłup nie po to tu przyjechaliśmy, żeby zajmować się takimi drobiazgami. Lekko spowalniam grupę, ale dzielnie pełznę na górę. Podejście jakieś 2 godziny 500-600 metrów różnicy poziomów.

.Plantacja orzechów Macadamia.

Pewien amerykanin stworzył tutaj dużą plantację z ideą propagowania w śród indian uprawiania tychże orzechów. Kaźdemu daje sadzonkę takiego orzecha.

Dzień 12 Salwador

Kilka godzin podróży i jesteśmy w Salwadorze. Kraj podzielony na dwie strefy w miarę bezpieczną kontrolowaną przez wojsko i siły rządowe, oraz niebezpieczną kontrolowaną przez gangi, mafie, handlarzy narkotyków. Tą drugą omijamy szerokim kołem.

Krótki postój nad gorącym Pacyfikiem

W W

Dzień 12 Salwador wulkan Santa Ana

Cel wizyty Wulkan Santa Ana

Wulkan aktywny 2381 m n.p.m. ostatnia duża erupcja w 2008 roku. Nasza trasa około 4,5 km po skałach wulkanicznych z różnicą wysokości 600m.

Dzień 13 przez Gwatemalę do Hondurasu

Dzień 14 Coban Honduras UNESCO ośrodek arheologiczny

Małe sympatyczne miasteczko z ruinami dużego ośrodka Olmeków i Majów

Stanowisko archeologiczne Copan obejmuje obszar około 27 km2 odkryto na nim około 3450 różnych struktur.W promieniu 135 km2 zlokalizowano kolejne .4500 budowli. Odkryty obszar jest zaledwie jedną dziesiątą całego kompleksu Majów. Pozostałe 80-90% obszaru ze względów finansowych pozostaje dalej nie odkryte. Majowie z jakiś powodów budowali swoje obiekty jeden na drugim co przez prawie 2000 lat ich panowania doprowadziło do powstania gigantycznych piramid.. Dookoła z nich archeolodzy wydrążyli podziemne tunele pozwalające na zobaczenie ich stylu budowania, ozdób , murów etc.sprzed prawie 1500 lat..Najcenniejszym zabytkiem zespołu pałacowego są Schody Hieroglifów. Na schodach wyryto około 2500 symboli co stanowi najdłuższy zapis piśmiennictwa Majów.Cały czas trwają prace arheologiczne na terenie tego kompleksu.

Dzień 15 kierunek Gwatemala

Klimatyczne Rio Dulce

Białoruś

 

 

 

 

Białoruś 2019

Tym razem odbyliśmy podróż camperem na wschód. Kilkoma wrażeniami postanowiłem się z Wami podzielić. Wszystko zaczęło się gdzieś pod koniec stycznia kiedy to wyczytałem informację iż można w okresie 10 czerwca do 10 lipca br. przebywać na Białorusi bez wizy i bez konieczności uiszczania opłat za autostrady pod warunkiem posiadania biletu na ichnie Europejskie Gry czy jak to inaczej się nazywa. Otóż 1 lutego staliśmy  się zagorzałymi fanami karate i za całe 56 złotych polskich zakupiliśmy 4 bilety na imprezę w Mińsku. Tak na marginesie tańszych biletów niż na karate nie znaleźliśmy. Czas szybko leciał na przygotowania prawie nie było czasu, ale jakiś skromny plan stworzyliśmy. I tak wyjazd rozpoczęliśmy 16 czerwca przekraczając granicę w Brześciu. I tu już zaczęliśmy przypominać sobie jak to było dawniej. Na przejściu byliśmy prawie sami i po błyskawicznej prawie dwugodzinnej odprawie, kilkunastu otwarciach luków campera, wypełnieniu i zapłaceniu za jakieś bezsensowne deklaracje dotarliśmy na parking w centrum Brześcia gdzie zgodnie z planem spotkaliśmy się z załogą Kozaczków /52.082810, 23.693711/. Tu niestety jak to w życiu wystąpiły problemy techniczne z autem Kozaczków i dalszą drogę zamiast razem odbywamy sami, a nasi znajomi zostają i naprawiają auto w Brześciu. Brześć potężne miasto przygraniczne tętniące życiem robi na nas pierwsze pozytywne i imponujące wrażenie. Ulice duże czyste, mili uśmiechnięci ludzie wszystko w stylu amerykańskim duże. Zwiedzamy twierdzę w Brześciu, miasto, główny deptak, niestety do Muzeum Kolejnictwa zaglądamy tylko przez płot /jest poniedziałek i wszystkie muzea są zamknięte/. Zabudowa typowa dla obozu wschodniego robi wrażenie.

Muchawiec dopływ Bugu
Płaskie znaki /semafory/ drogowe
Gdzieś na deptaku
Dom Sprawiedliwości
Twierdza w Brześciu
Trochę komercji też się przyda

 Z Brześcia udajemy się do miejscowości Lyaskovichi gdzie zostajemy na mały odpoczynek i oglądamy jedną z potężniejszych białoruskich rzek Prypeć plus jakieś małe przejażdżki rowerami i zwiedzanie muzeum przyrodniczego. Stoimy na jedynym parkingu hotelowym w centrum miejscowości. W recepcji hotelu dokonujemy gratis obowiązkowego meldunku i rezerwujemy sobie wycieczkę motorówką po rzece. Obowiązek meldowania ciąży na wszystkich cudzoziemcach i sprowadza się do obowiązkowej rejestracji miejsca pobytu nie rzadziej niż co 5 dni na posterunkach milicji lub w miejscach takich jak hotele, campingi, agroturystyki itp. Cała zabawa przypomina dawne czasy papierologi, inwiligacji  itp. do których powoli i my zaczynamy wracać.

Przy drodze zakupy przepysznych owoców lasu
Ruszamy na rejs po Prypeci
Wieże obserwacyjne najprawdopodobniej z rządowej rezydencji nad rzeką
W miejscowości
Zabudowa wiosek białoruskich /wszędzie kolorowo /
Pierwsza przejażdżka i pierwszy wiejski supermarket /a w nim przepyszna chałwa/
Parking pod hotelem
Muzeum Przyrody
Odnoga Prypeci
Gdzieś w drodze
Szkolny po kontroli ITD
Na parkingu
Wiata przystanku autobusowego

Kolejnym etapem jest miejscowość Chojniki położona w południowo wschodnim zakątku Białorusi /ul. Tereshkova 7, Khoiniki/. Czekając na Kozaczków objeżdżamy rowerami miejscowość dzielnie pedałując po Prospekcie Lenina i temu podobnych ulicach.

Cmentarz
Stara zabudowa jednorodzinna w mieście
Towarzysz Lenin będzie nam dotrzymywał kroku przez cały pobyt na wycieczce
Bank /przelicznik przy wypłacie z karty 4 grosze większy niż oficjalny kurs/
W parku

Wieczorem spotkamy się ponownie z Kozaczkami którym udało się wymienić simmering wału campera w Brześciu i dojechać do nas. Naszym celem jest dużo wcześniej organizowana wizyta w Poleskim Rezerwacie Radiacyjno-Ekologicznym. Zwiedzanie rezerwatu jest możliwe dopiero od marca bieżącego roku w towarzystwie przewodnika, kierowcy ze specjalnym terenowym UAZ-em, przepustkami, pozwoleniami i innymi cudami. Jesteśmy po lekturze pięcio-odcinkowego serialu telewizji HBO o Czarnobylu i mamy ogromną ochotę zobaczyć i  porozmawiać z ludźmi ze skażonej strefy. Filmu i skali katastrofy nie będę tutaj streszczał polecam obejrzenie indywidualne. Jako iż w czasie katastrofy wiatr wiał w kierunku obecnej Białorusi skażenie na tych terenach było zdecydowanie większe, aniżeli na Ukrainie.  My posiadając wszystkie możliwe dokumenty załatwiane przez ponad dwa miesiące czasu udajemy się do rezerwatu. Wyposażeni w dozymetr – licznik Geigera-Mullera służący do pomiaru bieżącej otrzymywanej dawki promieniowania w towarzystwie pracownika naukowego rezerwatu ruszamy na jego zwiedzanie. Widoki są raczej przygnębiające strefa zamknięta otoczona stalowymi drutami ochroną, monitoringiem i do tego odstraszający dźwięk dozymetru informującego nas o sile napromieniowywania. Strefa podzielona jest na dwa obszary jeden o mniejszym skażeniu po którym w czasie całodniowej wycieczki będziemy się poruszać, drugi bezpośrednio przylegający do terenu elektrowni całkowicie odizolowany. Na wstępie oglądamy muzeum rezerwatu i tu nasuwają się bezpośrednie podobieństwa osób i zdarzeń do filmu HBO. Rezerwat w  połączeniu z filmem oraz opowieściami naszego przewodnika daje obraz potężnej katastrofy połączonej z panującym w ówczesnym okresie systemem, brakiem decyzji, chęcią ukrycia przed światem tragedii i jej rozmiarów. Daleko nie należy szukać obszar który zwiedzamy był przygotowany do ewakuacji przez bardzo długi okres czasu stały autobusy, sprzęt, wojsko, obsługa logistyczna , a cały czas brakowało rozkazu z góry „zaczynamy”. Jakie były tego konsekwencje dla mieszkańców lepiej nie wiedzieć. Byliśmy też w trakcie wycieczki w  wiosce, której mieszkańcy sprzeciwili się ewakuacji i żyją w niej do dnia dzisiejszego. Większość danych które są podane do publicznej wiadomości jest albo niepełna, albo dość skrupulatnie okrojona. Nie ma żadnych statystyk na temat zwiększonej zachorowalności, liczby zgonów w związku z napromieniowaniem, czy też innych podobnych ustaleń. Z ciekawostek pracownicy rezerwatu w ramach obowiązków po za badaniami naukowymi dbają o pomniki radzieckie znajdujące się w zamkniętej strefie. Kolejną ciekawostką jest odwiedzanie grobów swoich bliskich przez byłych mieszkańców strefy. Raz w roku w związku z jakimś świętem cerkwi prawosławnej możliwy jest wjazd do strefy wszystkich chcących odwiedzić spoczywających swoich bliskich. Jako że strefa jest zamknięta i co widać na zdjęciach powoli zarasta stając się prawdziwą dżunglą można sobie wyobrazić bliskich ze zniczami, kosami, piłami spalinowymi itp. ekwipunkiem do zrobienia raz w roku porządków. Mini cmentarze występowały w zasadzie przy wszystkich wioskach-osadach na terenie rezerwatu. Do tej akcji organizowane są całe zastępy ludzi do koordynacji odwiedzin – straż pożarna, milicja, leśnicy, pracownicy rezerwatu itd. Opuszczone wioski, rozkradzione czasami nowo wybudowane zakłady przemysłowe, rozwalające się gospodarstwa rolne w idealnej ciszy wielkiego obszaru leśnego potęgują oglądany obraz. Najgorsze w tym wszystkim jest to iż do tragedii mogło nie dojść gdyby nie oszczędności, chora rywalizacja w panującym systemie i w końcu najważniejsze całkowity brak zrozumienia przez pracowników jak działa elektrownia jądrowa.

Nasi znajomi dojechali hurra!!!
Zabytkowe wejście do biurowca Poleskiego Parku Radiacyjnego
W naszym pojeździe
Jedziemy do rezerwatu
Wjazd na teren strefy
Nasz dozymetr
Zaadoptowany na potrzeby ochrony budynek straży rezerwatu
Tablica informująca o bieżącej dawce promieniowania
Obszar stref
Sprzęt którym posługiwano się w tamtych latach
Wnętrze któregoś z domów w wiosce na terenie strefy /muzeum/
Główny fizyk jądrowy patrz film HBO
Strefa zamknięta
Pierwsze opuszczone zakłady na terenach wykluczonych
Koleżanka małżonka przyodziana w odpowiedni strój który po zwiedzaniu ulegnie spopieleniu
Przemek z Jagodą i moja rodzinka przesłuchująca naszego przewodnika ps. przewodnik miał tytuł doktora !!!
Zarastające wioski i tereny przyległe
Wnętrze jednego z domów
Opuszczone ichnie PGR-y Dziwnie wył tutajj nasz dozymetr
Zmutowane rośliny na metrowych łodygach. Z ciekawostek przewodnik twierdzi iż na terenie rezerwatu rozrastają się w sposób bardzo intensywny i szczególny drzewa owocowe przydomowe
Kalibracja sprzętu i kontrola osobista każdego z nas pod kątem przyjętego napromieniowania
nie wypadłem najlepiej co widać po minie i gestach kontrolującego

Po opuszczeniu nas przez Kozaczków /musieli niestety wracać do kraju/ jedziemy na Zlot Braci Karawaningowej Białorusi. Zlot jest nad jeziorem Sielawa na zorganizowanym pierwszym jaki widzimy campingiem z pełną infrastrukturą. Poznajemy tu mnóstwo fajnych ludzi zawieramy pierwsze znajomości i bawimy się razem z nimi. Poznajemy między innymi Walerego z Iną przemiłych ludzi wraz z ich dziećmi. Cała rodzina to zapaleni wędkarze w połączeniu z krystalicznie czystymi jeziorami Białorusi na efekty nie trzeba było długo czekać. Córka naszych znajomych złowiła potężnego suma co stanowiło dodatkową przygodę kulinarną na i tak przepełnionym miejscowymi fantastycznymi smakami zlocie. Żeby pobyt nie był tak różowy to okazało się, że na terenie campingu nie możemy zostać zameldowani i musimy się udać na milicję do pobliskiej miejscowości Krupki jakieś 25km dalej. Jako, że termin kolejnego meldunku nie ubłagalnie się zbliżał ruszyliśmy do akcji. A tu zonk dowiedzieliśmy się, że mamy przyjść jutro bo dzisiaj oni się takimi bzdurami nie zajmują. Plan wycieczki jest planem i czekać jednego dnia nie możemy więc przekładamy temat meldunku o jeden dzień do Witebska.

Pies Red maskotka zlotu Właściciel Vitaliy twierdzi,że Red zanim wykona jakiekolwiek polecenie to myśli, podobno długo myśli.
Fantastyczne kotlety w wykonaniu Maksa
Vitaliy i Max
Liza i świeżo złowiony sum
Święto Kupały i występy artystyczne na zlocie
Ogólnodostępna zagospodarowana część jeziora
Skład Walerego i Iny
Łączność ze światem, czyli wi-fi pod recepcją campingu
Na milicji się nie udało, ale obiad możemy zjeść

Po spędzonym rozrywkowo weekendzie ruszamy na zwiedzanie Witebska i Polocka. W Witebsku zostajemy na parkingu strzeżonym /ul. Pugahova/ pod miejscowym kompleksem sportowym. Mamy do dyspozycji toaletę, prysznice i ochronę w cenie około 5zł dziennie. Rowery i ruszamy na podbój miasta i załatwienie meldunku. Tu rodem z minionej epoki na milicji najpierw dowiadujemy się, że mamy wpłacić w banku po 35 rubli /około 60zł /od osoby i przyjść za dwie godziny celem załatwienia tematu. Przychodzimy bez uiszczonej opłaty dowiedzieć się o co tu chodzi. Chodzi mianowicie o to iż istnieje system internetowego meldunku, ale jak się pierwszy meldunek dokonało w jakimś obiekcie to cały system internetowy bierze w łeb i więcej z niego skorzystać nie na da. Płacić 180 zł nie mamy ochoty więc pod namową córki udajemy się do hostelu gdzie zostajemy od razu zameldowani w pokoju chyba 16 osobowym /nie wiem bo go nawet nie widziałem/ za jakieś małe pieniądze i po sprawie na kolejne 5 dni.

Parking pod kompleksem sportowym
Obok naszego wózka przyczepy z jedynej wypożyczalni, którą spotkaliśmy na Białorusi
Tuż obok odnoga Dźwiny
Miejsce na dobrą wyżerę polecone w opisywanym hostelu
Podobno jeden z największych ludi 285cm
Cerkiew Prawosławna
Przyozdobione drzewa
Tu znajduje się największy plac defiladowy na Białorusi

Gdzieś w centrum pięknego Witebska zlokalizowałem potężny kolos budowlany przypominający mi miniaturowego odpowiednika na dawnym śląsku była to mianowicie Piekarnia Gigant w Katowicach w okolicy szkoły do której chodziłem. Jakież było moje zdziwienie gdy objechałem monstrum, i stwierdziłem, że to też jest kombinat wytwórczy chleba i wyrobów temu podobnych tyle, że jakieś 20 razy większy.

Polock docieramy do tego najstarszego miasta tylko przelotem ja i zabytki to lekkie nieporozumienie, więc koleżanka małżonka z córką zwiedzają miasto a ja korzystam ze świętego spokoju i czytam książkę.

Park przy jakimś przypadkowym noclegu w trasie
Mapa miejscowości z polską legendą w prawym górnym rogu

Fabryka samochodów specjalnych. Docieramy do miejscowości Żodzino w której jak się okazuje mieszkają poznani przez nas Valeriy i Inna. Korzystamy z ich gościnności i zostajemy na ich posesji koło ich budowanego domu.

Następnego dnia zwiedzamy potężną fabrykę samochodów. To są te elementy wycieczek, które tygrysy lubią najbardziej. Wycieczka również zaplanowana była dużo wcześniej, gdyż zwiedzanie wymaga wcześniejszej rezerwacji. Uzbrojeni w rezerwację sprzed miesiąca ruszamy na zwiedzanie zakładu. Okazuje się, że nasi znajomi pracują od lat w tej fabryce i przewodniczka jest ich dobrą znajomą. Wykorzystujemy ten fakt ciągnąc ją za język i dowiadując się mnóstwa szczegółów technicznych. Fabryka światowy potentat produkuje pojazdy specjalne w zasadzie na cały świat. Patrząc na to iż są to ciężarówki do przewozu różnorakich materiałów o ładowności  do uwaga 650 ton nie mogliśmy sobie odmówić przejażdżki taką zabawką. W towarzystwie operatora maszyny jedziemy po poligonie doświadczalnym zakładu zabaweczką 130 tonową !!! Ciekawostka jest taka, że pojazdy po zbudowaniu i przetestowaniu są rozbierane na części pierwsze i w postaci elementów transportowane do kraju docelowego i tam ponownie montowane przez specjalistów z fabryki Biełaz. Operatorem takiej dużej zabawki może zostać kierowca pojazdów ciężarowych z minimum 15 letnim stażem pracy i po zaliczeniu czteromiesięcznego kursu obsługi.

Miniatura silnika
Potwory naszych czasów. Myślę, że większość z nas na co dzień nie zastanawia się nad tym co nas otacza, ale przy tym wszystkim wsiadamy do samolotów o wysokości prawie 25 metrów /airbus A380/ oglądamy budowle współczesnych czasów i dosiadamy pojazdów, których wysokość sięga kilku pięter. Ten egzemplarz stanowi właśnie takie małe monstrum wszech czasów. I jak tu mówić o rewolucji technicznej i ówczesnej maszynie parowej. Jak podawać moc w jednostkach HP „koń mechaniczny” Przy tego typu urządzeniach należy chylić czoło za wczasu.
Jedna z największych ciężarówek na świecie
Główna brama fabryki a tu jak za dawnych czasów przy końcu pracy puszczana jest z megafonów muzyka. Za bramą aleja zasłużonych dla zakładu.

Weekend ponadplanowo spędzamy na zaproszenie Iny i Walerego nad jeziorem gdzieś w okolicy 100 km od Mińska. Wszystkie jeziora idealnie czyste mają zbudowaną infrastrukturę dróg, oraz wyposażenie służące mieszkańcom na korzystanie z ich zasobów bez naruszania naturalnego ekosystemu. Omawianiu różnych tematów, zabawom w wodzie sprzętem naszych znajomych nie było końca. Do tego małe po „пяцьдзесят”  /pięćdziesiąt/ umilało nam fantastyczny weekend. W trakcie pobytu jedziemy samochodem z Iną na Igrzyska do Mińska jak mawiają niektórzy zapłacone należy się. Impreza przygotowana z europejskim rozmachem mnóstwo wolontariuszy obsługi i imprez towarzyszących. Idziemy w towarzystwie koleżanki córki na zawody karate. Z moich wizyt w obiektach sportowych na jakiś zawodach to chyba byłem pierwszy raz w życiu i nie wykluczam, że ostatni. Ja po prostu tego nie za bardzo rozumiem i nie wiem dlaczego np. piłkarze ludzie podobno majętni muszą w kupie latać za jedną piłką a nie może każdy z nich kupić sobie swojej i za nią indywidualnie bez tego całego wrzasku ganiać. Po spędzeniu całych 15 minut zrobieniu zdjęć opuszczamy obiekt sportowy i wracamy nad jezioro integrować się ze znajomymi. 

Mińsk. Dopada nas znowu temat zameldowania mijają kolejne 5 dni więc udajemy się żeby połączyć przyjemne z pożytecznym na tzw. Linię Stalina. Jest to na terenie obronnej linii północ-południe na wysokości Miśka zbudowany obiekt w którym zgromadzono najróżniejsze sprzęty wojskowe z minionych czasów. Do tego strzelnice, możliwość pojeżdżenia różnymi modelami czołgów obsługa w strojach ówczesnych sałdatów nadaje temu miejscu specyficzny klimat. Gdyby nie mój uszkodzony kręgosłup na pewno bym taką przejażdżkę zaliczył. Żeby nie było to to co wg mnie w ekspozycji u nich jest najciekawsze czyli pociąg pancerny było wyłączone ze zwiedzania z powodu zmiany ekspozycji. Mimo obejścia potężnego terenu dookoła nie udało mi się zrobić nawet zdjęć pociągu. Plusem natomiast jest to, że na terenie Lini Stalina zorganizowany jest camping i wystawia on jakieś bliżej niesprecyzowane zaświadczenie o zameldowaniu.  Spędzamy tu jeden dzień i przenosimy się na parking koło Aquaparku w Mińsku.

Pociąg pancerny ekspozycja ma być czynna w przyszłym roku

Mińsk Potężna bardzo ładna aglomeracja zbudowana zgodnie z doktrynami radzieckimi szerokie potężne ulice, wielkie budowle, gigantyczne osiedla mieszkaniowe do tego wiele nowych obiektów wkomponowanych w istniejącą zabudowę. Robimy kilkadziesiąt kilometrów na rowerach poznając okolice Cyrk, Bibliotekę Narodową, Zabudowę Dworca, Stadion Dynama itp.. Trzeba tutaj podkreślić, że przy ich szerokościach chodników i ulic jeżdżenie rowerem stanowi przyjemność. Do tego wszędzie są ścieżki rowerowe i dotyczy to nie tylko Mińska, ale każdego miasta w którym byliśmy. Mińsk po za igrzyskami przyciągnął nas jeszcze jedną atrakcją mianowicie paradą wojskową z okazji Dnia Niepodległości. Nie wnikając w historię przyglądaliśmy się przejazdowi pojazdów wojskowych przez centrum miasta. Powiem w skrócie robi wrażenie, a temat pozostawiam bez komentarza.

Aquapark i nasza miejscówka dla campera
Jeden z wielu obiektów sportowych w których odbywały się igrzyska
W budowie scena na obchody Święta Niepodległości
Szkoła Cyrkowa i Cyrk
Prospekt Lenina
Metro
Biblioteka Narodowa
Osiedle mieszkaniowe
Stadion Dynamo

Przygotowania do Parady Wojskowej i dwugodzinny przejazd wszelkiej maści pojazdów wojskowych. Wtajemniczeni twierdzą,że po takiej paradzie asfalt jest do wymiany !

Po opuszczeniu Mińska wracając w kierunku granicy odwiedzamy miejscowość Lubcza z remontowanym zamkiem na którym to nasza córka parę lat temu prowadziła prace z zakresu konserwacji zabytków w ramach jakiegoś projektu unijnego. W niedalekiej odległości gościmy przez chwilę w miejscowości Mir i w końcu docieramy do miejscowości Nieśwież. Obie ostatnie szczycą się wyremontowanymi zamkami wpisanymi na listę dziedzictwa UNESCO. Niestety w Nieświeżu leje deszcz jest mówiąc delikatnie nieświeżo więc szybko zwiedzamy zamek i jedziemy do Brześcia.

Lubcza
Mir
Prywatne Muzeum
Zamek Radziwiłów Nieśwież

Brześć zakończenie. Udało nam się porządnie wyspać zwiedzić muzeum kolejnictwa spotkać z córką, która zdezerterowała w Mińsku celem, spędzenia czasu ze znajomymi, zrobić zakupy i do domu. Jeszcze tylko 11 czy 12 szlabanów na granicy 2 godziny męczenia kota sprawdzania biletów, meldunków, auta, telefonów do wierchuszki co zrobić z takimi którzy 15 minut byli na igrzyskach i objechali prawie cały kraj przy okazji.

Stacja benzynowa

I koniec naszej przygody w byłym Związku Radzieckim

W sumie 3130 kilometrów paliwo po 1,67 rubla co daje 3,29 zł za litr, całość wyjazdu z ubezpieczeniami, paliwem itp. około 3500zł. Mnóstwo pozytywnych wrażeń. Na nas turystach kraj ten wywarł naprawdę pozytywne wrażenie. Czysto, wszyscy bardzo życzliwi otwarci, brak bariery językowej, mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzania, ceny porównywalne do naszych. Jadąc po Białorusi jest się cały czas na łonie przyrody pięknych lasów i jezior. Wszędzie jest czysto i wszystko jest zadbane. Rzucanie śmieci, dewastacja, rysowanie aut, debilne graffiti na elewacjach są to pojęcia w tym kraju nieznane, poziom bezpieczeństwa turystycznego porównywalny z krajami skandynawskimi. Każdemu kto przełamie bariery wewnętrzne polecam wizytę w tym przepięknym kraju. Dziękujemy wszystkim uczestnikom zlotu za miłe przyjęcie i zaakceptowanie w grupie. Szczególnie dziękujemy Valeremu i Inie wraz z rodziną za goszczenie nas i poświęcenie nam swojego wolnego weekendu.

Panama Kostaryka

W związku z fantastyczną pogodą za oknem oddalamy się z koleżanką małżonką na kolejny podbój Ameryki Łacińskiej.

Podróż

Co tu dużo pisać. Godzina 24 wyjazd z domu kierunek Warszawa parking na Okęciu. Meldujemy się na lotnisku o jakiejś chorej nocnej godzine i grzecznie czekamy na samolot. Kierunek Panama. 7 rano startujemy z przesiadką we Frankfurcie.  Już po 15 godzinach wylądowaliśmy w Panamie. Lot Lufthansą z o dziwo dobrym jedzeniem przebiegł bez zakłóceń. Przygody muszą być więc w samolocie dali nam deklaracje celne, a w nich pytania typu czy wwozi pan owoce, warzywa, przetwory mięsne itp. Oczywiście standartowo mamy jakieś puszki, kabanosy, pieczywo czy inne owoce. Wszystko starannie upakowane po walizkach. Idziemy do odprawy dajemy deklarację świętego podróżnika i od razu Eli walizka wzbudza alarm i jest fajnie.Moja perfekcyjna znajomość hiszpańskiego uratowała nam tyłek.Innymi słowy celnik jak miał 7ze mną rozmawiać to wolał z nikim nie rozmawiać i tego się trzymaliśmy. Chwilę po odprawie pojechaliśmy do hotelu i robimy aaa. Jesteśmy wykończeni.

 

Ruszamy zobaczyć 8 cud świata, czyli Kanał Panamski. Budowla zostaĺa rozpoczęta przez Francuzów w dziewiętnastym wieku, a ukoñczona przez amerykanòw w 1914 roku. Plany budowy tego przesmyku datują się jeszcze 200-300 lat wcześniej. Łączy on dwa Oceany Pacyfic i Atlantycki skracając w sposób skuteczny drogę np. do USA. Przepłynięcie 80 km odcinka zajmuje wszystkim jednostkom minimum 9-10 godzin. Jednostki pływające wykupują przepływ kanałem na rok wcześniej Jeżeli ktoś nie wykupił przepływu a przybędzie do kanału musi zapłacić podwójną opłatę. Należność za transfer tą drogą zależy od wagi jednostki. Maksymalna opłata w wysokości ponad 350 tysięcy dolarów została pobrana od norweskiego wycieczkowca, najmniejsza poniżej dolara od pasjonata podróżnika. Kanał Panamski i opłaty pobierane za jego przepłynięcie stanowią 45% krajowego produktu brutto. Jest to główne źródło dochodu Panamy. Typowa opłata za przepłynięcie kanału wynosi 50000 $.

 

widok na Kanał w kierunku morza karaibskiego.

Statki są przeciągane przez śluzy za pomocą specjalnych ciągników poruszjących się po szynach wzdłuź kanału

W drodze.

sklep wielkopowierzchniowy

Stoisko z warzywami i nasz pierwszy zakupUzupełniamy prowiant

Zakupione owoce to pomidory drzewne Pycha!,

Pomidory w przekroju

Kierunek wioska Indian Embera. Tu pierwsza ciekawostka dopóki parku nie było prowadzili oni swój naturalny byt. Czyli połowy ryb, wyrąb lasu, czy też inne polowania. Innymi słowy żyli jak wszyscy inni Indianie na całym świecie, od momentu utworzenia parku narodowego ich jedynym źródłem dochodu jest turystyka.

Wioska Indian.

Nasz obiad.

Ela z wodzem w indiańskich pląsach.

Kolejny etap naszej podróży to wyspa Bocas del Toro

Skoro wczesna noc czyli jakaś czwarta rano ruszamy samolotem Air Panama na archipelag wysp zlokalizowany na Morzu Karaibskim. Wyspy w dużej mierze stanowią tutejsze rezerwaty przyrody co skutkuje ciszą,  dziewiczą przyrodą i niesamowitą atmosferą. W czasie naszej dwudniowego pobytu tutaj mamy okazję zobaczyć Leniwce żyjące w swoim naturalnym środowisku, spędzić dzień na łodzi buszując po pobliskich wyspach, podejrzeć z boku dżunglę – las deszczowy, czy też poleżeć do góry brzuchem jak prawdziwy Leniwiec.

Podobnymi wynalazkami latałem w Polsce w czasie studiów jakieś 30-lat temu

Pokój hotelowy

Widok z tarasu pokoju

Wizyta w okolicznym klimatycznym miasteczku

„kampera na gwarancji z pełnym wyposażeniem tanio sprzedam”

Nasz pierwszy genialny sok w terenie

Budynek urzędowy należycie przystrojony

Miejscowa straż pożarna ” w wolnych chwilach restauruje dawniejszy sprzęt pożarniczy”

To bodajże kapitanat portu

Pierwszy rodzynek w Panamie 

Każdy może swojego pupila w tym wypadku gadającego zabierać na spacer

Wierni tradycjom udajemy się na obiad do lokalnego baru dla miejscowych OBIAD GENIALNY

Z pozycji wody dzień kolejny

 

Brzegi wysp prawie dziewiczych

Okiem pod wodę

W tym gąszczu gdzieś siedzą Leniwce

Leniwiec zapożyczony z debilnetu

Knajpki drinki w drodze

Ot tak

Plaża żab czerwonych i kawałek spaceru lasem deszczowym /prywatnym/  Ten malutki listek co by go mrówki nie zeżarły pokryty jest specjalnym nalotem

My tu mieszkamy, a ty się pilnuj

Koniec tych boskich chwil pora wracać

Dziś ruszamy taksówką wodną w kierunku Kostaryki i dzień minie nam globalnie w podróży. Skoro świt ruszamy.

Obsługa hotelu ekspediuje nasz bagaż

Taksówka wodna będziemy nią płynąć prawie godzinę

Ceny paliwa w dolarach, a ta łódka z beczkami to pływającą stacja benzynowa

Kontrola emigracyjna wyjazd z Panamy tylko godzina stania i nalważniejsze pytanie jaki masz zawód

Do zeszłego roku funkcjonował na granicy ten most liczyliśmy na atrakcję, gdyż są opisywane przeprawy nim na YouTube,  a tu lipa wybudowali nowy

Welcome Kostaryka

Plantacja bananów niestety tylko tak z boku

Banany oznaczają takimi różnokolorowymi tasiemkami i na podstwie jakiegoś tam klucza wiadomo kiedy daną kiść zerwać. Banany są w workach celem ochrony przed wszelkiego rodzaju zwierzyną od insektów po ptaki, małpy itp. Równocześnie worki kumulują wydzielane przez nie gazy i to powoduje jednoczesne dojrzewanie kiści. Na dole to wystające to kwiat bananowca.

Stragąny owocowe. Tu ciekawostka w Kostaryce spożywa się około 300 różnych owoców !!,

Miejscowi jedzą w zasadzie tylko te najmniejsze gatunki, duże wyłącznie na sprzedaż do europy. 

Nasze zakupy i krótkie pierdu-pierdu ze sprzedawcą. Obiad zaczynamy od degustacji jakiegoś pysznego owocu, a na stole już czeka na nas miska i dwa różne soki z owoców których nazw nie odważę się cytować.

Restauracja od kuchni

A tu jeszcze przybłąkała się śliczna stonoga

Dziś ruszamy w kierunku plantacji kawy i rezerwatu przyrody. Tak więc po opuszczeniu hotelu ruszamy.

Plantacja kawy. Tu pierwsza ciekawostka na plantacjach kawy w Kostaryce wolno uprawiać wyłącznie kawę Arabica.

Wejście i od razu degustacja różnych odmian.

Krzewy na których widać częściowo dojrzałe owoce. Kawę zbiera się wyłącznie ręcznie. 

Owoce kawy już dojrzałe i wyskubane ziarna.

Sadzonki 

Ela przy zbiorach.

Dawne wózki do zbiorów.

Maszyny do selekcji ziaren.

Ziarna

Kawa po obraniu przygotowana  i podzielona w zależności od klasy

Ela suszy kawę

Maszyna do palenia kawy.

Gotowa wyselekcjonowana kawa w w większości na eksport. I tu ciekawostka z kawy normalnej po wywiezieniu jej do niemiec powstaje kawa bezkofeinowa. Kofeina trafia do różnych zakładów produkcyjnych np. Coca Coli, a bezkofeinowa Arabica spowrotem do dalszej dystrybucji do Kostaryki.  Cała operacja w zamian za kofeinę jest dla kostyrańczykow bezpłatna?Bez Bananowce. Bez skojarzeń proszę.Twórczość własnaEukaliptus tęczowy.

Jak zapewne większość z Was wie „dzień bez zupy dniem do du..” więc dzisiejszy dzień ową uzupełniamy. Zupa super

Cena też niczego sobie jedyne 13 dolarów

Przed nami rezerwat przyrody – prywatna posiadłość amerykańskiego milionera

Ja tu jestem pierwsza i proszę o zdjęcie. Mówisz masz.

Większość zwierząt porusza się tutaj wraz z nami. Wrażenie niesamowite, gdy koło ucha przelatuje sobie taki maleńki Tukan.

Leniwce

Motyle owady

Koliber

La Paz waterfall

Jest moc. Przyjechali z europy wziąść ślub

Typowy środek transportu. Tu i w Panamie jest ich mnóstwo

Dzisiejszy dzień z góry zaplanowany jako łatwy zaczynamy od zwiedzania parku narodowego.

W drodze na jakimś wiadukcie obserwujemy przy rzece stado Iguan.

Proszę się przyjrzeć na brzegu widać krokodyla na piasku.

Kawałek dalej plantacja ananasów.

Tu nasz kierowca wypatrzył leniwca wysoko na drzewie,  równocześnie dało się słyszeć odgłos orła, naturalnego wroga leniwca.

Dotarliśmy do Parkunarodowego.  Tutaj sprawa jest o tyle kłopotliwa iż tablet na ktorym są robione zdjęcia i pisana relacja nie oddaje wyrazistości robionych zdjęć.  Może uda Wam się do patrzeć na załączonych fotografiach małpy, ptaki, leniwce. Inne zdjęcia wstawię po powrocie /inny aparat/.

Pod koniec dnia ja pojechałem oglądać niedawno funkcjonujący wulkan, a koleżanka małżonka na gorące źródła.

Daeser.

Z części lądowej ruszamy nad ocean.

Karmik przy stołówce.

Gdzieś z ukrycia. 

Pamiątki jak wszędzie tandeta i obowiązuje stare przysłowie; obojętnie gdzie pojedziesz pamiątki i tak przywieziesz z Chin. Do tego drogo, bo w całej Kostaryce jest dwa razy drożej niż np. w USA.

Wyjątek ten człowiek wyłamuje się z pozycji tandeta.

Krokodyle

Na naszej trasie krokodyle pojawiały się wielokrotnie natomiast nigdy w takiej ilości. Miejsce to jest szeroko opisywane, gdyż rząd Kostaryki postanowił tutejsze krokodyle stąd wyekspediować. Tak też się stało krokodyle zostały wyłapane i przewiezione w miejsca odległe o jakieś 200-300 km. I stała się rzecz dziwna, gdyż gady w komplecie wróciły na stare śmieci.

Po prawie całodziennej podróży pokazał nam się ocean.

Spacerując w bocznych uliczkach małego miasteczka trafiliśmy na amerykanina – gringo zamieszkującego tutaj i usłującego pogonić wspomnienie campera za drobne 5 tys. dolarów.

Plantacja palm z których owoców po wciśnięciu powstaje olej palmowy używany między innymi np. do produkcji margaryny.

Zakupy. Sklepy jak u nas tyle tylko, że mineralna gazowana do whiski to szczyt luksusu. Butelka najtaniej 3 dolary.

Lody w mieście.

Temat dnia plaźa wakacje po tutejszemu finito.

Najpierw dokończmy temat plantacji palm. Tak więc na zdjęciach zakład przetwórczy. Na marginesie praca na tych plantacjach jest śmiertelnie niebezpieczna ze względu na to iż jest to siedlisko i jedno wielkie gniazdo rozrodcze węży.

Plaża

Charakterystyczny dla tel plaży jest ogon wieloroba.

Krokodyle tak jak na północy Australii towarzyszą nam wszedzie.

Koledzy nibyCejrowski zdobywają owoce palmy.

Zdobyw y Żywca nie poniżają się do poziomu palm.

W jednym punkcie w odległości maksymalnie10m wszystkie zdjęcia.

   

Dziś ostatni dzień w lasach deszczowych Kostaryki.Z moich obserwacji wynika iż Kostaryka jast jednym wielkim lasem. Biorąc pod uwagę fakt iż obowiązuje tu prawie całkowity zakaz wyrebu lasu, ponad połowa kraju objeta jest obszarami chronionymi typu parki, rezerwaty itp. Jest to idealne miejsce dla miłośników zwierząt,  przyrody. My mieliśmy przyjemność liznąć kawałek tutejszej przyrody, ale spędzenie tu paru miesięcy z lunetą, dobrym teleobiektywem mogło by stać się rozkoszą dla ciała i ducha.

Dziś odwiedzamy park narodowy Manuel Antonio. Żadne zdjęcia nie oddadzą jego naturalnego piękna. Na dzień dobry tutejszy strażnik nie wnikając w szczegóły dokonał przeglądu naszego bagażu podrecznego pod kątem alkoholu i żywności.  Wzbudziło to nasze zdecydowane niezadowolenie bo nigdzie na świecie dotychczas nie spotkaliśmy się z tym, żeby przeszukiwać bagaże plazowiczow.

Wejście do parku.

Owoce palmy u okolicznego sprzedawcy soku.

Park i witające nas leniwce, małpki, szopy, sarny …..

Kąpiel w Oceanie.

Po kąpieli wracam do koleżanki małżonki,  a tu z boku spaceruje jakiś futrzak. 

Jest fajnie na łonie przyrody obcujemy z miejscową zwierzyną. Ale nagle sprawy przybrały przyspieszony zgoła nieprzewidziany obrót. Futrzak zwęszył przemycone przez bramki jabłko. Po wprawnym otwarciu plecaka w trybie błyskawicznym zaczął przeszukiwać plecak.

Standartowo jestem opanowny i w sytuacji awaryjnej potrafię działać lecz tu odebrało mi mowę.  Futrzak odpychany maską przeze mnie nic sobie z tego nie robił, ja bałem się go zdzielić lub za sierść wytargać go z plecaka. On cwaniak doskonale wiedział jaki jest mój stan i dalej buszował.  Jak podjołem się konkretnego rozwiązania zostalo mi w rece trochę jego sierści i ciężko wyszarpana od Lufthansy bielizna mojej żony oddalała się wraz z futrzakiem w bliżej nie określonym kierunku. Ale tu zobaczyłem jak tygrys w cielił się w skórę małżonki i dała ona natychmiast susa za futrzakiem. Futrzakowi nie pomogły nawet okoliczne małpy liczące na łatwy łup w miejscu tragedii. Futrzak został pozbawiony reklamówki z bielizną, zona szczęśliwa, małpy i on mniej.

Futrzak w akcji zakończonej jego sukcesem /chipsy/.

Krab.

Owoce na sprzedaż. 

San Jose stolica Costa Rica.

Ciężko coś w tym temacie napisać. Costa Rica nie liczyła się w okresie kolonialnym więc z tamtego okresu nie ma tradycji. Jako wieczny dziewiczy las jej historia dopiero powstaje. Ograniczę się dziś do fotek z miasta.

Ostatni dzień w hotelu jutro Panama City i czas wracać do domu

Panorama miasta 

Na sztucznej grobli wybudowano deptak,drogę,trasy rowerowe innymi słowy miejsce odpoczynku panamczyków. z ciekawostek dwupasmowa jezdnia na okres weekendu ma zamykany jeden pas ruchu, drugi jest w całości dla rowerzystów.

Rowerzyści bywają różni, czasami bardzo atrakcyjni.

Architektura nowoczesna /autor nagradzany na całym świecie/.

Slamsy dzielnica wyjęta spod prawa. tutaj turyści nie mają wstępu chyba,że proszą się o guza.

Panama kolonialna /w dużej mierze w toku odbudowy/ wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury Unesco

Dom naśladujący konstrukcją statek.

Zabezpieczone ściany budynku do odbudowy.

W tych ruinach dawnego klasztoru widać podwaliny kunsztu architektonicznego i argumenty przemawiające kiedyś za budową kanału panamskiego w postaci tzw. łuku płaskiego.

Występy w mieście.

Widok nowoczesnej panoramy z pozycji starówki.

Ulubione kolorowe autobusy pełniące do dziś normalne obowiązki transportowe.

Bar.

Lody na starówce.

Restauracja bar gdzieś w bramie.

Ruiny starej Panamy.

Widok z wieży.

Ostatnie spojrzenie na najnowocześniejszą „Panamę”

I niestety kilkanaście godzin powrotu do domu.

Peru

 

Do słonecznego urlopu wstępnego jeszcze kilka miesięcy. Koleżanka małżonka zeznaje , że musi wybrać zaległe cztery dni nadgodzin koniecznie w tym roku. Cóż robić?  Mój własny szef grzecznie stwierdza robota nie zając nie ucieknie bierz wolne i jedź. Długo nie myśląc wybór pada na Amerykę Południową, Wyjazd niestety zorganizowany, a my nie mając specjalnego wyboru w ostatniej chwili mówimy tak. Biuro Rainbow. Co z tej decyzji wynikło o ile tylko będziemy mieli dostęp do debilnetu opiszemy. Przy okazji dziękuję Wszystkim którzy bronili mojego dobrego imenia i dostępu do „wolnych mediów” przy ostatniej publikacji.

WYJAZD;

Dzień przed pierwszy

Pakowanie Święta itp.

Horror nigdzie w Katowicach nie da się dojechać—-wyprzedaże. My rozpoczynamy pakowanie się do jutrzejszego wyjazdu i ostatnie zakupy, Ogólnie kanał. Samolot rejsowy KLM Warszawa-AMSTERDAM-PERU LIMA a tu jakieś dzikie wiatry nad Polską trochę jesteśmy w strachu. Jutro nad ranem startujemy osobówką na nasze poczciwe Okęcie skąd planowany jest nasz wylot. Planowane przybycie na Okęcie 4 rano godzina nie tyle nocna, co chora. My ludkowie codzienności nie mamy prawa z tymi terminami dyskutować, ale  do Warszawy 4 godziny, do Amsterdamu 1,5 w Amsterdamie tylko 6 godzin i nagroda kolejne 13 w locie do Peru. A można było doskubywać karpia, leżeć na kanapie, czy też obmyślać wakacyjne podróże.

Dzień 1

Wyjechaliśmy parę minut po północy na lotnisko w Warszawie. Na szczęście nic nie wieje i po 3,5 godzinie meldujemy się na terminalu. Linie KLM jakiś dziwnie wąski i długi wynalazek techniki lotniczej dowiózł nas do Amsterdamu. Jak w zasadzie nie pamiętam gdyż zaraz po wejściu oddałem się w objęcia Morfeusza. Przemierzyliśmy całe lotnisko celem dotarcia do właściwego gate i tu niespodzianka jak tylko usiedliśmy słyszymy komunikat o zmianie bramki na drugi koniec lxotniska. Tak udało nam się przemierzyć je prawie całe jeszcze raz. Teraz grzecznie czekamy. Nasz transport właśnie przyleciał i przechodzi lifting przed podróżą z nami.

Podróż urozmaicona drinkami, dobrym menu zamówionym już w Polsce minęła bez niespodzianek. Zmęczeni po dwudziestu kilku godzinach podróży wysiadamy w Limie i udajemy się przez kontrolę emigracyjną po bagaż. Moja kochana żoneczka nie była by szczęśliwa gdyby wszystko poszło jak należy. Ale po kolei, po pierwsze  gorąco jakieś 35 stopni w terminalu. Pan z odprawy nie dał nam odcinka uprawniającego do wyjazdu z Peru /na szczęście tak ma połowa grupy/. Następnie czekając po bagaż przyplątał się jakiś czworonożny sierściuch i Ela pozbyła się z mojego podręcznego bagażu jabłka sztuk 1. Czas się dłuży przypętał się drugi sierściuch i pozbyliśmy się reszty jabłek i mandarynek. Uff przygody się chyba już kończą lub zaczynają zobaczymy.  Nadjechał nasz bagaż no i zgodnie z tradycją trzeci raz w ciągu 3 miesięcy walimy do działu reklamacji bo walizka Eli jest pęknięta z obu stron od góry do dołu i ma powyrywane kółka. Miła obsługa globalnie porozumiewa się hiszpańskim lub też innymi językami pod warunkiem, że jest to hiszpański. Pilot czeka już tylko na nas /za terminalem/ a my grzecznie załatwiamy kwity. Tak na marginesie przydają się moje zdolności lingwistyczne bo już po pół godzinie wszystkie problemy zostały rozwiązane. Opuszczamy lotnisko przechodząc przez odprawę celną dwunożną nie obwąchującą podróżnych.  Nasze świąteczne kabanosy i inne dobra przeszły przez kontrolę.

Stanowisko reklamacyjne

Kantor obwoźny w hotelu

Pierwszy lokalny drink

Po omówieniu spraw pilnych udajemy się na spoczynek, gdyż jutro jak się dobrze wyśpimy wstajemy o 3-50 i ruszamy w trasę ZGROZA.

Dzień 2

4 rano po pójściu spać o 1 i podróży to jakaś przesada. Zjadamy śniadanko i kierunek Nasco. Pierwszy postój Rezerwat ptaków Paracas. W parku występują najróżniejsze gatunki od Głuptaków po Pingwiny. Wrzucam parę zdjęć z rezerwatu, ale ze względu na to, że pochodzą wyłącznie z tableta nie odzwierciedlają naturalnego stanu rzeczy /zoom/. Po powrocie uzupełnię z innych nośników. Park jeszcze niedawno stanowił alternatywę dla tzw. łatwych pieniędzy, gdyż zbieranie odchodów ptasich stanowiło lepszy zarobek niż wydobywanie złota !!! W chwili obecnej guano zbiera się raz na pięć lat. Wycieczka po rezerwacie odbywa się drogą morską z zakazem dobijania do wysp. Pacyfik w tym rejonie ma głębokość około40 metrów by kawałek dalej przejść od razu na 6000. W połączeniu z zimnymi prądami tu panującymi, pustynią ciągnącą się wzdluż oceanu ustanawia to specyficzne warunki klimatyczne i powoduje to powstawanie gigantycznej ilości ryb, planktonu, ptactwa etc.

Znak kaktusa 

Znak zrobiony na zboczu pustynnej  góry, który stanowi przedsionek indiańskiego cmentarza / za tą górą/ bez renowacji przy występujących tu pustynnych burzach cały czas jest widoczny ???

Platforma do zapełniania guanem

Ruszamy dalej i tu niespodzianka pierwsze przyczepy co prawda stacjonarne, ale zawsze przyczepy.

Migawki z trasy

Sklep wielkopowierzchniowy

Wózek do eksploracji pustyni

Sierść bez sierści

Płaskowyż Nasca z tajemniczymi figurami i liniami, stworzynymi przez indian setki lat temu ku czci różnych bóstw. Zwiedzamy go z poziomu małej Cesny.

I to zasadniczo koniec na dziś. Hotel fantastyczna kolacja, krótki spacer po mieście i aaa.

Kolacja i fantastyczny deser z kukurydzy i ananasa odpowiednik naszego kisielu z owocami, oraz Inca Cola odpowiednik naszej oranżady extra.Dzień 3 sylwester

Dzisiejszy dzień w całości w trasie jedziemy na sylwestra do miejscowości Arequipa dystans około 500km. Zaczęło się od wypadku na trasie.

Zakupy w jakiejś małej miejscowości

Krótka przerwa na zamoczenie kupra w Pacyfiku

Przerwa na obiad

Zdjęć i opisu Sylwestra nie będzie do czasu naszego powrotu do kraju, gdyż znajdują się na innych nośnikach.

na imprezę Sylwestrową udaliśmy się autokarem do dość odległego lokalu. Miałem po raz pierwszy okazję zobaczyć jak bawią się Ci z drugiej strony naszej ziemi.

Niestety wycieczka zorganizowana ma swoje prawa i musieliśmy wrócić do hotelu tuż po 12 w nocy. To chyba jest nie w porządku więc zaraz z grupą przyjaciół z wycieczki ruszyliśmy do lokalnej knajpki na ciąg dalszy witania Nowego Roku. Ja jak to u mnie bywa zaraz powitałem nowo poznane koleżanki z Peru ku uciesze całej grupy no chyba z wyjątkiem koleżanki małżonki, która to nie szaleje za moimi szybkimi znajomościami.

 

Polska ekipa obojętne gdzie i kiedy zawsze się świetnie bawi.

Peru w co nie wątpiłem jest piękne?

Niestety na koniec imprezy w lokalach się płaci, ta czynność przypadła koledze i jak widać nie wzbudziła jego entuzjazmu.

Kapliczka indiańska

Dzień 4 Nowy Rok

Najpierw życzenia Do Siego 2017 roku dla wszystkich moich czytelników. W większości wstaliśmy rano, po czterech godzinach spania w zespole dnia wczorajszego, zmęczeni po imprezie sylwestrowej i nocnych późniejszych baletach. Temat dotyczy również kierowców, których wcieło rano wraz z autokarem. Jak się znaleźli wyjazd już był opóźniony o około 1,5 godziny, którą gdybyśmy wiedzieli spędzilibyśmy w łóżkach. Zacznamy od zwiedzania miejscowości Arequipa. Niestety po za kościołem jeuickim ze wzgledu na Nowy Rok wsystko inne zamknięte.Jedziemy dalej w kierunku Doliny Colca przekraczjąc po drodze przełęcz na wysokości 4900 m nad poziomem morza.Pogoda robi się deszczowa,zimno jakieś 8 stopni. Podróż i pobyt na tych wysokościach ułatwiamy sobie żując liście koki. Zawierają one w małych ilościach środki narkotyczne. W połączeniu z miksem indiańskich herbatek jesteśmy przymuleni, ale obywamy się bez tlenu, środków farmakologicznych i ze względów bezpieczeństwa również alkoholi. Hotel położony na wysokości 3600 m świetna kolacja zero imprezy wymęczeni wysokością, podróżą idziemy spać.

Krzyż z elementami Bóstw indiańskichGdzieś w sklepie

Skrzyżowanie na styl amerykański 4xstopZioło i inne dobraMały hotelik w wysokich górach

Dzień piąty

Wstaliśmy trochę odespawszy wojaże i od razu w drogę do Canionu Colca. Po drodze jakaś mała wioska indiańska,gdzie dzieciaki codziennie rano tańczą. Wg legendy młody indianin, chciał zbliżyć się do swojej wybranki wbrew woli rodzicòw i przebrał się za dziewczynę. Po tańcach i osłabieniu czujności rodziców doszło do ich zbliżenia. Tyle legendy, pozostał po niej tylko biznes, gdyż dzieciaki tańczą w strojach ludowych za kasę pozując przy okazji do zdjęć. Canion Colca dwukrotnie głębszy i większy od niedawno oglądanego Grand Canionu w Kolorado. Latające nad nim potężne padlinożenrne Condory robią wrażenie. Z Condorami taka ciekawostka. Żywią się padliną, ale jak jej nieznajdują to potrafią zatakować duże zwierzęta typu krowa, alpaka, czy inna lama i gdy te stoją na krawędzi przepaści Condory pomagają im spaść. Ponownie przekraczamy przełęcz na 4900m i doliną wulkanów, cały czas na dużych wysokościach jedziemy dalej. Z wulkanami ciekawa sprawa 3 są cały czas aktywne, a my jesteśmy od nich naprawdę niedaleko. Badania naukowców dowodzą, że znajdujemy się w rejonie zagrożonym intensywnym trzęsieniem ziemi i potężną erupcją tychże wulkanów, gdyż przy poprzednim trzęsieniu ziemi płyty tektoniczne tego rejonu nie ułoźyły się prawidłowo. Tak więc kataklizm w rejonie będzie tylko nie wiadomo kiedy. Cały czas gdzie się da żujemy nasze liście, pijemy indiańskie wynalazki i tylko dzięki temu nie dopada nas choroba wysokościowa.

Na 4900 m nie ma już żadnej roślinności

Dzień 6 Boliwia

Ruszamy w kierunku Boliwii na jednodniową wycieczkę cel Cococabana, oraz jezioro Ticitaca. Miasteczko z kościołem Matki Boskiej z kolekcją figur Matek Boskich z całego świata. W kościele obowiązuje zakaz fotografowania więc fotek prawie nie ma. Jezioro powstało w wyniku wypiętrzenia gór Andyjskich, które odcieły część Pacyfiku. W efekcie tego powstało największe i najwyżej położone jezioro źeglowne na świecie. Na powierzchni około 8500 km2 znajduje się wiele wysp i osad indiańskich. My płyniemy dużym katamaranem na wyspę słońca na której to po dziś dzień mieszkają indianie stosując się do swoich tradycyjnych zwyczajów. Ciekawostką jest ustrój Boliwi, który w całości pozwala indianom stosować się do swoich zwyczajów, praw, obrzędów np. /za kradzież obowiązuje stosowana i wykonywa kara śmierci!!!!! /. W wiosce mamy spotkanie z szamanem, który poddaje nas procesowi oczyszczenia, cokolwiek to znaczy.

 

Granica Peru Boliwia i dwie godziny w plecy

Dzień 7

W środku nocy /5/ ruszamy na pożegnanie z jeziorem Ticitaca. Łódką wypływamy na jezioro, gdzie z trzcin zostały zbudowane przez indian pływające wyspy. Indianie wycinają trzcinę i osobno jej system korzenny. Bloki korzeni wiążą razem tworząc pływającą tratwę, następnie pokrywają ją wieloma warstwami trzciny. Bloki korzeniowe szybko zrastają się razem tworząc jednolity pływający blok. Dolne warstwy trzcin ulegają rozkładowi spajając powierzchniowo tratwę. Zwięczeniem są wierzchnie stale dokładane warstwy trzcin. Na tak powstałej i zacumowanej w dowolnym miejcu tratwie buduje się z drewna, trzciny itp. całe wioski indiańskie, ze szkołami, szpitalami itp. Gdzie nie gdzie widać na zdjęciach ogniwa fotowoltaiczne dostarczające wioskom energii, jest to jedyny wkład państwa w funkcjonowanie tych kilkuset letnich osad. Osady od czasu ich powstania są do dziś zamieszkiwane przez indian, którzy obecnie utrzymują się z rybołówstwa, rolnictwa, oraz turystyki. Jak widać na zdjęciach część Wysp Słońca udostępniona jest do zwiedzania, a ilość łodzi i statków nakreśla skalę oglądalności tego niezwykłego miejsca. Niewyspani, zmęczeni, ale szczęśliwi opuszczamy ten rejon i udajemy się w kierunku Cuzco. Cuzco stolica turystyki w Peru będzie nas gościć przez prawie trzy dni stanowiąc naszą bazę wypadową.

Domy budowane z błota, odchodów zwierzęcych, słomy standard w Peru

Dotarliśmy do Cusco

Dzień 7

Dotarliśmy chyba do najciekawszego dnia z naszej wycieczki. Dziś zwiedzanie Ollantaytambo, oraz Machu Picchu. Przenieśliśmy się w świat Inków. Ollantaytambo to twierdza obronna, Machu Picchu to Świątynia Słońca. Machu Picchu miasto zbudowane w XV wieku i w XI z niewiadomych przyczyn opuszczone przez Inków. Spekulacji i domniemań w tym temacie jest mnóstwo. Mieliśmy okazję poznać miasto w części dolnej, oraz zobaczyć Bramę Słońca. Nie będę tutaj przytaczać zasobów debilnetu do którego odsyłam wszystkich zainteresowanych. Nieprawdopodobna jest jakość wykonania wielu budowli. Niektóre z nich są w takim stanie iż wystarczy je przykryć dachem i stają się w pełni funkcjonalnymi obiektami. Inkowie posługiwali się wiedzą, której możemy im pozazdrościć.  Matematyka, astronomia, genetyka !!! , medycyna. W ramach kultu-wiedzy potrafili np. określać najkrótszy dzień roku. Wtedy też wiązali słońce do ziemi /specjalne miejsce – pal/ i pokazywali ludowi w ten sposób swoją potęgę. Każdego następnego dnia dzień był już tylko dłuższy. Znosząc najlepsze okazy danego gatunku roślin na inne wysokości /mówimy o tysiącach metrów npm/ modyfikowali dany gatunek rośliny. To powodowało iż żywności mieli pod dostatkiem co w okresie suszy , powodzi pozwalało im się utrzymać bezproblemowo,  ale również pomagać w bardzodużym zakresie innym.

Ollantaytambo

Machu Picchu

Machu Picchu Skalne Miasto Sanktuarium – zagubione miasto Inków

W 2007 roku Machu Picchu zostało wpisane na lisrę SIEDMIU CUDÓW ŚWIATA

Dzień 9 Święta Dolina Inków

Standard pobudka w środku nocy do autobusu i w drogę. Dziś zwiedzamy Świętą Dolinę położoną wzdłuź wijącej się wśród gór rzeki Urubamby.

Twierdza Sacsahuaman zbudowana z potężnych głazów dostarczanych z odległego /15km/ kamieniołomu. Wszystkie kilkumetrowe głazy dopasowane są do siebie i połączone bez użycia zaprawy. Obiekt wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. 3600 m npm.

 

Kenko inkaski obiekt labiryntowy przeznaczony do mumifikowania zwłok.

 

Pisac inkaski cmentarz. Na zboczu góry wykuwano otwory w których w pozycyji embrionalnej chowano zmarłych. Wierzono iż człowiek się odradza co opisuje się na podstawie porównania do okresu wegetacji ziemniaka;

Inka w swoim życiu jest 3 razy szczęśliwy. Jak się rodzi, żeni, umiera. Ziemniak wzrasta, owocuje, a następnie z jego bulwy powstaje nowa roślina.

Poniżej grobowce na zboczu góry w dużym powiększeniu widać szczątki ludzkie w niektórych otworach. Zdjęcia z innego aparatu wstawię później. w drodze.

Zakąska przed obiadem przysmak narodowy Peru ŚWINKA MORSKA

W smaku coś, ala kurczak.  Je się rękami,  popija piwem kukurydzianym i anyżówką. 

Obiad gdzieś w trasie

Dzień 10

Lecimy samolotem do Limy. Samolot ma prawie dwu godzinne opóźnienie, co w sposób skuteczny rozwala plan dnia. Z ciekawostek to takie opóźnienia to standard w tym kraju. Opóźnienie opóźnieniem, ale ten totalny brak informacji to dopiero jest uciecha.

W związku z taķą sytuacją zwiedzamy tylko Muzeum Inkaskie w Limie. W muzeum, kiedyś prywatnym znajdują się same oryginalne eksponaty bogato zdobione złotem, srebrem. W kompleksie muzeum znajduje się Muzeum Ceramiki Erotycznej.Dzień 11 Lima

I tak dotarliśmy do ostatniego dnia w Ameryce Południowej. Jesteśmy w Limie skąd wieczorem przez Paryż udamy się do Polski. Zdjęć z dzisiejszego dnia mało, gdyż we wszystkich obiektach, które zwiedzaliśmy obowiązuje zakaz fotografowania. Lima potężne 12 mln miasto. Jadąc autokarem przedstawia nam się widok totalnej biedy i perspektywa światowej aglomeracji. Brak czasu nie pozwala nam szerzej zgłębić tematu więc opieramy się na informacjach przewodnika. W skrócie ludność z odległych rejonów Peru wyprzedaje swoje majątki i migruje do stolicy. Tutaj w błyskawicznym czasie okazuje się, że dla osób nie wykształconych w zasadzie nie ma pracy, a ich cały życiowy dorobek nie ma się nijak do realiów Limy. Na skutek tego powstają slamsy oraz dzielnice zagrożone wysoką przestępczością. Młodzi ludzie organizują się w małe gangi poszukujące łatwego zarobku. W połączeniu z setkami tysięcy nielegalnej broni palnej, braku ewidencji ludności,  braku kontroli państwa nad przemytem narkotyków, nielegalnymi kopalniami złota, czy srebra można sobie dośpiewać resztę. Równocześnie Lima jest centrum rozwoju nowych technologi, potężnym centrum handlowo-biznesowym, portem co generuje powstawanie dzielnic luksusu, przepychu i bogactwa. Ogólnie całe Peru stanowi zestaw potężnych kontrastów. Kraj posiada duże złoża złota, srebra, czy też innych dóbr jest światowym potentatem w produkcji i eksporcie narkotyków.  Państwo kontroluje i opodatkowywuje około 30-40 % produkcji. Ludność w dużej mierze nie podlega żadnej ewidencji. Zabudowa, prawa własności, prowadzenie działalności gospodarczej w znakomitej części odbywają się bez udziału państwa. Do tego przemyt na bardzo dużą skalę generuje powstawanie dużego kapitału finansowego.

Spotkaliśmy na całej kilku tysięcznej trasie jednego campera na szwajcarskich numerach rejestracyjnych z rowerami i całym innym ekwipunkiem. Gratuluję odwagi i życzę udanej wyprawy. Ja po zapoznaniu się ze zwyczajami tego kraju chyba bym się nie odważył na taką eskapadę. Trzeci, czwarty i kolejny świat rządzi się swoimi prawami, które dla nas są nie do zaakceptowania.

Camperem po USA


Rozpoczynamy przygotowania i tu pierwsze schody wiza. Wypełnienie wniosku wizowego i zrozumienie jak to cudo działa jest dużym wyzwaniem. Już po trzech dniach przeczytaniu 100 stron w internecie mamy gotowy wniosek. Umówiony termin i wizyta w Ambasadzie USA w Krakowie odpowie nam na pytanie czy na pewno jedziemy. Do konsulatu jedziemy autem z zamiarem zaparkowania na parkingu w centrum Krakowa. Po drodze jakiś korek dojeżdżamy prawie na styk i tu pierwsze schody parking zamknięty. Na szczęście jest z nami córka zostawiamy telefony w aucie / nie wolno wnosić do konsulatu/ zostawiamy auto i córa jedzie nim załatwiać swoje sprawy. Prawie biegiem docieramy do konsulatu numerki kolejka trzy okienka i wszyscy po kolei się spowiadają. Po co, za co, dlaczego, gdzie ojciec pracuje, czym się pan pani zajmuje, kto mieszka w Stanach i setki innych równie ciekawych pytań. Przychodzi nasza kolej lekko spanikowani sytuacją naszych współkolejkowiczów /stoją od dłuższego czasu przy konfesjonałach/ podchodzimy. Miły urzędnik pyta nas jaki jest cel wizyty w USA grzecznie odpowiadamy turystyczny i w odpowiedzi słyszymy życzenia miłego pobytu w Ameryce. UFF dostaliśmy wizy. Teraz żeby nie było łatwo trzeba namierzyć córkę /telefony w aucie/ Korzystamy z grzeczności taksówkarza i od niego dzwonimy po nasz transport a tu w odpowiedzi słyszymy abonent po za zasięgiem sieci. Po jakiejś godzinie namierzamy córkę i bez przeszkód wracamy do domu rezerwować samolot oraz campera. ps. W konsulacie jest miejsce do zostawienia telefonów więc te wszystkie wpisy na stronie ambasady są nie powiem jakiej wartości.

Teraz rozpoczynają się ustalenia, rezerwacje, gorąca linia do przyjaciół w Szczecinie, studiowanie wpisów innych turystów i tak w zasadzie do dnia wyjazdu. Termin ustalony na 17 września, samolot z Katowic przesiadka we Frankfurcie i San Francisco planowany czas przelotu około 20 godzin linie United Airlines i po tym czasie mamy rozpocząć naszą przygodę lądując w Las Vegas. W Las Vegas czeka na nas malutki camper, ale żeby nie było łatwo okazuje się, że my przylatujemy w sobotę i teoretycznie moglibyśmy go od razu odebrać, ale w umowie z wypożyczalnią jest zapis iż musimy spędzić minimum jedną dobę w hotelu po przylocie. Jako iż wypożyczalnia nie funkcjonuje w niedzielę wynajęliśmy hotel w którym planujemy odpoczywać po hazardowych rozgrywkach do poniedziałku. Następnie w planie ukierunkowanym głównie na parki narodowe USA chcemy zatoczyć kółko Las Vegas, Grand Canion, Los Angeles, San Francisco, Las Vegas. Planowana trasa około 2-3 tys mil. Planowanie podróży trwa.

DSC08479

Dzień pierwszy sobota 17 wrzesnia

W nocy dotarł Marek z Ewą z dość dużym opóźnieniem spowodowanym naszymi korkami. Jesteśmy w komplecie i o 6 rano startujemy Lufthansą w naszą podróż.  Uzupełniamy zapasy na lotnisku we Frankfurcie i dalej w drogę.

20160917_090202

20160917_092417

Ruszamy dalej. W San Francisco kontrola urzędu emigracyjnego i co za tym idzie kolejka na półtorej godziny.

20160917_221912

Przeszliśmy, szybko na ostatni lot do;

20160918_023530

20160918_023603

20160918_024411

Zmęczeni 20 godzinnym lotem ruszamy po nasze bagaże i za chwilę taksówką do hotelu. Taki był plan, ale szybko się zmienił. Okazało się, że nasz bagaż wcieło gdzieś po drodze.

20160918_031217

20160918_031806

W dziale reklamacji składamy stosowne zgłoszenie,  dowiadujemy się, że linie United mają to serdecznie w …. i po półtorej godzinie ruszamy do hotelu.

20160918_035955

20160918_03593020160918_035924

Hotel Longhorm przywitał nas iście amerykańską atmosferą z kasynem, wystrojem i specyficznym zapachem. Od razu przypomniały mi się cudowne wakacje u Cioci na wsi pod Częstochową wraz z ówczesnymi westernami. Jesteśmy głodni,  zmeczeni pozbawieni wszelkich dobr, ale szczęśliwi.  Hotel jak to w hotelach ma recznik, mydlo, wodę jest nieźle.  Szybki lifting i ruszamy coś zjeść bo nasze zapasy są gdzieś. Sklep zakupy na śniadanie, szybka kolacja w restauracji przy kasynie, po szczeniaczku i lądujemy w łóżkach.  Jak na pierwszy dzień wystarczy.

20160918_051811

Kasyno zostawiamy na jutro a teraz w objęciach Morfeusza zasypiamy.

Dzień drugi

Trzecia w nocy pobudka dzwoni telefon. Odbieramy i dowiadujemy się,  że zeby przypadkiem nam grosza odszkodowania nie dać odnaleźli nasze bagaże i czekają one na nas w recepcji. Czy to byl sen – nie o czym przekonalem się rano. W bagażu żony przeprowadzono rentgen o czym świadczyła pozostawiona kartka i brak mojego zamknięcia opaską. Po za tym brak śladu kontroli.20160918_194133

Mamy swoje rzeczy, śniadanko, zapoznanie się z rozkładem i organizacją komunikacji ruszamy na podbój centrum. Po drodze znana ichnia sieć fast foodów i jakiś szybki obiadzik. Ja globalnie jadam wszystko za wyjątkiem tych rzeczy których nie jadam, a ich jest większość. Zamówiłem hamburgera w końcu być w ameryce i nie spróbować to grzech.20160919_02030720160919_020410

Idąc drogą zastanawiałem się dlaczego przejeżdżające autobusy mają wzmocnienia na kangury przecież to nie Australia.

20160919_025248

Jak widać na zdjęciu z bliska są to bagażniki na rowery. Mają je wszystkie autobusy miejskie !!! Takich udogodnień jest duzo więcej. Bilet dobowy 5 dolarów u kierowcy i śmigamy 10km do centrum. Miasto jak i peryferia tojedno wielkie kasyno. Gra się wszędzie na wszechobecnych ruletkach, automatach czy innych stołach do pokera. Po za stroną techniczną noclegi transport etc. wszystko inne co znajduje się obok kasyn ma zapewnić rozrywkę lub pocieszenie grającym. Innych elementów infrastruktury nie ma. Przez główny deptak spaceruje się przechodząc przez luksusowe hotele, nieodłączne kasyna, zabudowę nawiązująca do wszystkich stylów europejskich. Mówiąc krótko to trzeba samemu zobaczyć bo w dwóch zdaniach nie da się tego wszystkiego opisać.

20160919_03462620160919_035214ý20160919_03544320160919_041048 20160919_04113220160919_05260020160919_05285220160919_04275920160919_05023220160919_05222320160919_043718h20160919_05421020160919_06181720160919_05471020160919_06020320160919_06404620160919_07122120160919_084338

Dzień 3

Dziś odbieramy campera. Ta operacja zajęła nam prawie caly dzień. Późnym popołudniem ruszamy po przez duże zakupy w trasę. Przed nami jakieś 200 km i docieramy już w nocy na zarezerwowany camping w parku narodowym Zion. Tu trochę wyjasnien campera zarezerwowalismy jeszcze w kraju. Koszt wynajęcia to jakieś 15 tys. złotych.  Camper dość duzy jak na polskie warunki malutki jak na tutejsze. Wozek na bliźniakach szeroki 2,5m wys. 3,5 długość 7,5 m wagi nie znam, ale pod nogą czuć, że ciężki.  Wersja iście amerykańska toporna majaca niewiele wspolnego ze standartami europejskimi. Zbiorniki w zasadzie wszystkie po 150l, zbiornik lpg, agregat prądotwórczy, air conditioning, 6 miejsc do spania, wygodne kanapy, brak miejsca dla kierowcy /wersja dla chińczyków/ i to tych niskich. Ogolnie camper zabudowany na jakiejś półciężarówce której prowadzenie wymaga dużo samozaparcia zabudowa okey dość luksusowa. Do prowadzenia tego cuda może z biegiem czasu się przyzwyczaję.20160919_20462820160919_20534020160919_22273020160920_02082320160920_02403020160920_201616

Dzień 4 Zion Canion

Po dobrym odespaniu ruszyliśmy na podbój pierwszego na naszej trasie parku narodowego. Na wstępie zakupiliśmy kartę America the Beautiful,  która upoważnia nas do wstępu,  wjazdu do większości parków narodowych.  Koszt 80 dolarów. Uzbrojeni w to akcesorium ruszamy do informacji turystycznej. Tutaj nie mają dla nas dobrych wieści,  gdyż nadchodzi załamanie pogody i wszystkie wycieczki rzeką w canionie są wstrzymane. Szkoda bo zabawa jest przednia gdyź brodząc w rzece w specjalnych strojach można dojść do najpiekniejszej części parku. Pogoda ma tu priorytetowe znaczenie ponieważ niewielkie opady deszczu potrafią w wąskim przesmyku podnieść gwałtownie poziom wody, a mając po bokach dwie pionowe ściany skalne nie ma gdzie uciekać.20160920_22383820160920_22502520160920_23033920160921_00080720160920_23082620160921_00100620160920_23325920160921_01424520160921_02132720160921_01572820160921_03265320160921_032724

Dzień 5

W skrócie leje, sprawdziła się zapowiadana pogoda. W związku z taką sytuacją zostajemy w camperze i oddajemy się zajęciom w podgrupach. Wieczorem trochę się przejaśnia więc ruszamy na spacer.20160922_02381720160922_02385220160922_02452820160922_02452820160922_02524720160922_02582220160922_02594820160922_03053520160922_03074420160922_03112020160922_033055

Na zakończenie dzisiejszego dnia parę zdjęć z campingu.

20160920_21464220160920_20164320160922_02225020160922_02225420160922_022300 Dzień 6

Przemieszczamy się do kolejnego parku. Bryce Canion. Zanim jednak wyruszymy w drogę konieczny jest clear w camperze. W tutejszych warunkach i przyłączach to sama przyjemność.  Camper posiada wspólny zrzut wody szarej i kota do wspólnego odpływu. Poniżej miejsce do serwisu dla camperów z zewnątrz.

20160922_225503

Przyłącze przy naszym stanowisku.

20160922_18514020160922_185011

W drodze do Bryce.

20160922_19190420160922_20531520160922_20533920160922_20534420160922_20563920160922_22200320160922_222023

Dzień 7

Noc spędziliśmy w opadach śniegu.  Skąd on się tu znalazł nie mam pojęcia,  nastąpiło to chyba przez Marka z Ewą.  My jak jeździmy na nasze krótkie urlopy z braku czasu nie możemy sobie pozwolić na takie incydenty.

20160923_17514920160923_175126

Krótka reprymenda dla współspaczy i rano wstajemy z piękną, acz chłodną pogodą. Szybkie śniadanko parę zdjęć zabawek carawaningowych i w drogę.

Bryce Canion

20160923_21185220160923_21191620160923_21222720160923_21285420160923_21223720160923_21300820160923_21432720160923_21465620160923_21443120160923_21563320160923_214709

Poniższe zdjęcie przedstawia dwóch osobników,  którzy osiągnęli? …….. dno canionu.

z20160923_222728

Powrót 20160923_22350820160923_22382020160923_22431720160923_22462820160923_22472920160923_23012820160923_23420120160923_234814

Na zakończenie wizyty w canionie parę zdjęć z naszego cempingu.20160924_00141020160924_00151320160924_00244020160924_00282720160924_002802

Jutro wyruszamy w dalszą drogę i liczymy na to iż spotkamy się z naszymi znajomymi poznanymi w Las Vegas. Nasi australijsko-polsko-niemieccy znajomi okazali nam dużo pomocy przy wynajmie campera i chcielibyśmy w stosownej polskiej atmosferze z nimi ten temat omówić.  Liczymy na spotkanie jutro.

Dzień 8

Opuszczamy stan Utah i wita nas ciepłym klimatem Arizona. Niestety na dzień dobry trzeba zatankować nasz wózek. Dystrybutor odmawia współpracy z naszymi kartami, więc idę do kasy wpłacić wstępne 100 dolarów i możemy tankować. Limit jest wybieramy najtańszą benzynę i lejeme, lejemy i jeszcze raz lejemy. Ford spala jedyne 25 litrów na 100 km i to trochę boli bo przed nami jeszcze 2000 mil.

20160925_114554p20160925_11480520160925_13042720160925_13043020160925_12370820160925_13095120160925_13095720160925_13101620160925_132654

Jak zapewne większość z Was wie zawodowo zajmuję się ciągnięciem druta więc nie moglem sobie odmówić zatrzymania auta i sfotografowania elektrowni wodnej. Ot takie zboczenie zawodowe.20160925_13475920160925_13504820160925_135114

Ruszamy dalej – gdzieś na terenie rezerwatu indian;

20160925_15545020160925_15573620160925_16003120160925_16004820160925_160838

A teraz Grand Canion ostatni punkt w dniu dzisiejszym.20160925_17014820160925_17135720160925_18441220160925_19201920160925_19261420160925_19301520160925_19393720160925_192851

Dzień 9

Route 66 śniadanie20160926_10584820160926_11292320160926_11290020160926_110203

Tak z ciekawych rzeczy to wszystkie ceny są cenami netto, więc teraz z rachunkiem za śniadanie w kwocie netto 69 dolarów biegniemy do kasy. Tam doliczą nam 8-15% i będzie po sprawie. Ale śniadanie było extra, dobrze zainwestowaliśmy.20160926_131822

Route 66 Stan Arizona w drodze do National Park Joshua Tree20160926_15170420160926_15164120160926_15181520160926_15215620160926_15183020160926_154406

Dzień 10

20160927_10470820160927_11290220160927_11332020160927_11420720160927_115314ł20160927_12234120160927_12241220160927_122521

Dziś po zwiedzeniu parku udaliśmy się prosto na wybrzeże.  Spędziliśmy gdzieś nad pacyfikiem na dziko noc.20160928_12033720160928_12001720160928_12474220160928_12590120160928_12591420160928_125953

Dzień 11

Po sprawdzeniu klilku miejsc nabieramy przekonania iż bez rezerwacji nie ma szans na miejscówkę nad oceanem. O tyle to jest dziwne, że jest tutaj dawno po sezonie i wszyscy zapewniali nas iż rezerwacje są niepotrzebne. W związku z tym jedziemy dalej w kierunku San Francisko. Udało się zatrzymujemy się na campingu sieci Koa tuż przy oceanie w miejscowości Moss Landing. Mamy tutaj debilnet więc udaje mi się coś napisać,  ale o wstawianiu zdjęć do word pressa nie ma mowy. Tak więc zdjęcia będą później. Dzień mija nam na obserwacji delfinów w oceanie, spacerach etc.

Dzień 12

Ciąg dalszy odpoczynku nad oceanem. Dziś robimy nic. To może stać się moim ulubionym zajęciem.  Internet co prawda jest, ale nie ma możliwości przesyłania zdjęć.  Zaległości nadrobimy przy pierwszej sposobności. W związku z tym trochę ciekawostek. Po pierwsze na campingach nie ma źadnych podciepów. Efekt jest w postaci ciszy i świętego spokoju. Zawsze dziwiłem się, ze za hotel bez dzieciarni trzeba słono dopłacić dziś to doceniam. Ruch drogowy odbywa się tu zgodnie z przepisami i zasadniczo nie spotyka się osób przekraczających przepisy. Na skrzyżowaniach w kształcie litery T pierwszeństwo mają pojazdy nieskręcające. Na skrzyźowaniach prawoskręt odbywa się bez żadnych chorych strzałek przy czerwonym świetle. I najciekawsze, występują tu dość często skrzyżowania dróg gdzie wszyscy uczestnicy mają znak stopu. Pierwszy rusza ten, który pierwszy przyjechał.  Wyobraźcie sobie takie skrzyżowanie w Polsce, gdzie oczywistym jest iź każdy przyjechał pierwszy, a niektórzy byli nawet wcześniej.20160928_15195520160928_15193420160928_17225320160928_17271520160928_17294320160928_17322520160928_18003720160928_180712

W trakcie spaceru nabyliśmy świeżo złowioną rybę „Lincoln”, którą dziewczyny czym prędzej przyrządziły na kolację.  Mi udało się wnieść wkład do kolacji w postaci wyprodukowania bułki tartej z bułki świeżej w ciągu paru minut. Nasrępnie ktoś nam opróżnił nasze naczynia i tyle widzieliśmy naszą rybkę. Pyszna!20160928_17302320160926_17311920160929_18594820160929_191219

Moss Loading20160929_15163420160929_15185320160929_15185920160929_15263020160929_16010720160929_16021420160929_16215420160929_16284120160929_16291020160929_165141

Dzień 13

Przenosimy się kilka mil dalej do miejscowości Santa Cruz20160930_18291220160930_19053220160930_19073120160930_19094420160930_191246 20160930_191256 20160930_195619Dzień 14

Chyba nastał czas żeby zaprzestać pisania relacji z wyprawy. Powód bardzo prosty na portalu karawaning z którym byłem związany od kilku lat szanowni „koledzy”administratorzy wywalili mój link do relacji do śmietnika. Widać nie zawiera on informacji związanych z carawaningiem. Myślę, że może jest też inny powód. Polakowi dobrze jest wtedy, kiedy sąsiadowi jest gorzej i takie przesłanki kierowały ” kolegami” z administracji karawaning.pl . Oj płytkie to płytkie !!! Liczba osób, które codziennie odwiedza moją stronę przekonała mnie do dalszego pozostania przy tworzeniu tego bełkotu.

A więc w temacie co to jest Osowóz ?

Odpowiedź jest to pojazd carawaningowy, ulubiony wśród amerykanów, których to pojazdów na tych drogach jest mnóstwo. Nazwa jest zastrzeżona dla jednego z naszych kolegów z Polski, który takim pojazdem jak prawdziwy amerykański carawaningowiec jeździ  na codzień. Osowozy amerykańskie;20161001_12243120161001_12230320161001_122349

Kończąc dygresję camper, czy przyczepa bez względu na wielkość, długość czy też liczbę osób na którą jest zarejestrowana wygodna jest zawsze dla dwóch osób. Przyznam, że dość fajnie wyglądają małżeństwa bez podciepów urzędujące na campingach w kilkudziesięcio tonowych potworach z małą terenóweczką na sztywnym holu.

Ruszamy do San Francisko.

Natural Bridges State Beach20161001_14164020161001_14201720161001_14291420161001_14301520161001_143022

A teraz przed nami jakieś 90 mil, które zajeły nam ładne kilka godzin jazdy. Autostrady highway w stanie bardzo dobrym, ale ruch  niesamowity do tego korki horror. Pomimo 4-7 pasów w jedną stronę wlekliśmy się tak, że przyjechaliśmy na zarezerwowany wcześniej camping totalnie wymęczeni.20161001_16463820161001_17300620161001_172833

Na campingu, który wygląda jak muzeum carawaningu czekała na nas miła i kompetentna obsługa.

20161001_18364920161001_18381120161001_18381520161001_18394320161001_184018

Camping zlokalizowany jest z drugiej strony zatoki w pobliżu dużego centrum handlowego. Generuje to podniecenie u żony mojego przyjaciela sięgające zenitu. Poniżej Ewa startująca do centrum handlowego.20161001_20090320161001_20231720161001_202329

Ja też rozważam zakup jakiejś pamiątki z wakacji i myślę, że ta poniższa zabawka byłaby adekwatna.20161001_204325

Dzień 15 sobota 1 październik

Tak w zasadzie relacja trwa już ponad dwa tygodnie, a mi nie udało się jeszcze przedstawić naszej załogi. Może temat powinien być na samym początku, ale tyle  się działo, źe gdzieś uciekło nadrabiam. Marek mój przyjaciel ze studiów drobna znajomość datowana ponad 30 lat temu. Co prawda siedzieliśmy przez moment w tej samej ławce na Politechnice w Szczecinie, ale branżowo, zawodowo nie jesteśmy spokrewnieni w żadnej lini. Nasze żony – pamiątki ze studiów Ewa żona Marka i Ela moja koleżanka małżonka. Zdjęcia poniżej Marek z Ewą.20161001_235747

No i cóż Ja prowodyr i organizator tej wycieczki wraz z Elą moim wsparciem.20161002_000328

San Francisko

O godzinie 7 w środku nocy zostałem wyrwany z łóżka.  To jakieś nieporozuminie ja życie zawodowe zaczynam od 9 rano, a tu na urlopie taki cyrk. No, ale czego  nie robi się dla przygody. Ruszamy szybkim spacerkiem do promu rozpracować karty przejazdowe i załapać się na prom. Kolejka już dość pokaźna przy automacie biletowym stoi miły pan z obsługi i udziela nam instrukcji co, jak, po co, na co i dlaczego. Zaopatrzeni w bilety stoimy w kolejce zaczyna się odliczanie i okazuje się, że są dla nas miejsca więc ruszamy.20161002_100757

Więzienie San Quentin20161002_10450920161002_10461020161002_104515Dalej z promu.20161002_11144220161002_11153120161002_11150520161002_111611

San Francisco city

20161002_11324720161002_11344420161002_11331620161002_11354520161002_11465120161002_11551220161002_11591120161002_12070720161002_12100020161002_121347

A teraz taka ciekawostka gość poniżej czyli Albert Einstein urodził się 14 marca. Ja i Ewa również.20161002_12204320161002_12203520161002_12222720161002_12293020161002_13021620161002_13022620161002_13053420161002_13053020161002_13134220161002_13444420161002_13463820161002_13555520161002_13583220161002_135946

Administrację karawaningu i innych moich wrogów informuję, że to na czym siedzę to nie jest krzesło elektryczne i jeszcze chwilę pociągnę. Zdjęcia z salonu zabytkowych urządzeń rozrywkowych.20161002_14061920161002_14080320161002_14083620161002_14104420161002_141452

A tu największa atrakcja dnia dzisiejszego Car Cable, czyli słynny tramwaj którym mieliśmy okazję poruszać się na tzw. Doczepkę po ulicach San Francisco.  Wrażenia niesamowite ze względu na różnicę poziomów ulic. Tu niestety wychodzi fakt pisania relacji na tablecie i wstawiania zdjęć tylko z niego. Jak wrócimy do kraju połączę zdjęcia z apartu ze zdjęciami obecnymi.20161002_14255320161002_14531920161002_15370920161002_15460920161002_15494820161002_155323Nasz motorniczy.20161002_160649

I tak dojechaliśmy do China Town20161002_16142820161002_16170920161002_16194520161002_16200220161002_16255620161002_16315920161002_16320620161002_16500920161002_16492120161002_16515720161002_16583020161002_17003220161002_17084820161002_17192720161002_17194720161002_17312020161002_175246Wesele. Chcieliśmy z Markiem bliżej zapoznać się z druchnami, ale koleżanki małżonki skutecznie nas zniechęciły.20161002_175737

Zjedliśmy jakąś przekąskę w postaci hamburgerów z zupą, ale było to nieporozumienie. Po raz kolejny przekonałem się co do słuszności podróży camperem w którym mamy zbliżoną do polskiej kuchnię.20161002_18094720161002_183302

Na dziś wrażeń wystarczy. Idziemy spać

Dzień 16 niedziela 2 październik San Francisko cd.

Wstajemy znowu w środku nocy, doładowywujemy kartę do przejazdów promowych i miejskich i ruszamy. Nasz cel eksploracja San Francisko ze szczególnym uwzględnieniem

20161003_112625Alcatraz. Na początku była go twierdza wojskowa pełniąca rolę obronną portu, w latach 30 została przekształcona w więzienie, w latach 60 po zamknięciu więzienia, /ze względu na wysokie koszty/ teren opanowali indianie, którzy postanowili stworzyć tu rezerwat. W latach 70 rząd utworzył z Alcatraz park narodowy, czyli innymi słowy powstało z tego specyficzne muzeum. Jednym z pierwszych klientów tego zakładu nr 83 był Al Capone. Strażnicy byli uczeni jedynie pilnowania, a nie funkcji penitencjarnych ! Ciekawostką przyrodniczą jest fakt iż dokoła więzienia żyły rodziny pracowników więzienia z całym zapleczem socjalnym, oraz ze szkołami dla dzieci włącznie. Dodam, że bilety rezerwowałem jakieś dwa miesiące temu i tylko to pozwoliło nam na zobaczenie tego chyba najsłynniejszego więzienia na świecie. 20161003_13394320161003_13154420161003_13420720161003_13534720161003_13501920161003_14173020161003_14375120161003_14394820161003_14460420161003_14423520161003_14563020161003_14585720161003_15135320161003_145255

Szybka przekąska na ulicy /5$/20161003_16394820161003_115349

A przed nami Lombard street. Ulica na  bardzo krótkim odcinku ma pokaźny kąt nachylenia i żaden pojazd by tego wzniesienia nie pokonał. W związku z tym ulica ma kształt zwielokrotnionej litery S. Bez pomocy drona nie da się jej zobrazować. Może te dwa zdjęcia jednak przybliżą Wam zagadnienie.

20161003_17085820161003_171343

W całym rejonie tej dzielnicy panują duże kąty nachylenia ulic. Filmy, które oglądaliśmy w kinach kręcone w San Francisko oddawały naturalny stan rzeczy, a nie fabularyzowane bajki.20161003_17220520161003_17214220161003_17342520161003_17344020161003_170650

Dzień 17

Opuszczamy niestety San Francisko i udajemy się na dalszy podbój ameryki.

W San Francisko tak na prawdę trzeba spędzić conajmniej 5-6 dni. Tylko skąd ten urlop.

Yosemite National Park

Docieramy tu późną nocą nie mamy już żadnych rezerwacji bo miało być po sezonie. Prawda jest trochę inna. Sezon w pełni. Wiedzieni instynktem wjeżdżamy na teren parku w poszukiwaniu jakiegoś cempingu. Pa rk ma drogi w przebudowie i dużo z nich jest zamkniętych. Nawigacja po raz pierwszy nie ogarnia tematu. Ląduje na jednokierunkowej dwupasmówce pod prąd i nieukrywam mam wszystkiego serdecznie dość. Po wycofaniu pełna koncentracja i docieramy do Visitor Center pod, którym jest potężny parking na dokładkę z miejscami dla RV bo tak w skrócie zwą się tu campery. Podejmujemy decyzję o zostaniu na noc mimo tego iż w parkach narodowych nie wolno camperować po za wyznaczonymi miejscami. Rano budzimy się w doskonałych humorach i ruszamy zwiedzać. Tu pierwsza niespodzianka kursują wszystkie bezpłatne autobusy /shuttle/ bo jest pełnia lata. Shuttles to genialny wynalazek gdyż można do niego wsiadać wysiadać w dowolnym momencie, a kursuje on między wszystkimi głównymi atrakcjami danego parku. Jadąc tym autobusem przejeżdżał on moją wczorajszą trasę i kamień spadłmi z serca gdy zobaczyłem jak jedzie on pod prąd dwupasmówką bo takie jest oznakowanie drogi. Drugi bonus to po zgłoszeniu w office można na parkingu na którym stoimy nocować.20161005_13070120161005_13154320161005_13221420161005_13400020161005_13470820161005_13532920161005_13552420161005_13555620161005_14225120161005_14350720161005_15072020161005_15084220161005_15092220161005_15212320161005_15310520161005_15344820161005_153512

Dzień 18

Po dokończeniu zwiedzania Yosemite jedziemy do następnego punktu programu.

20161005_17385920161005_17400820161005_174919

Dzień 19

Three Sequoia Rivers National Park

W nocy docieramy do Parku od strony miejscowości Visalia. Tu zaskoczenie pomimo późnej pory przy wjeździe do Parku oczekuje na nas Rangers. Miło wdajemy się w pogawędkę i zaczynają się schody. Po pierwsze w związku ze zbliżającą się zimą w parku już nie kursują Shuttle i zasadniczo jest bardzo mało turystów. Ta informacja bardzo nas martwi, bo żeby cokolwiek zobaczyć będziemy musieli uruchomić marszobieg lub campera. Do marszobiegów jesteśmy już przezwyczajeni /średnio dziennie kilkanaście kilometrów spacero-zwiedzań/ natomiast idące załamanie pogody, w nocy ujemne temperatury i konieczność zwiedzania z auta nie jest nam na rękę. To wszystko jest jeszcze do przeskoczenia mamy pół baku paliwa, możemy jeździć do woli, w parku działa całoroczny campground jest okey. Ale schodów ciąg dalszy strażnik pyta o długość naszego wózka i bacznie mu się przygląda. Grzecznie tłumaczę czując smród w powietrzu,że camper ma jakieś 20-25 stóp. Rangers kręci głową i stwierdza /będąc bliskim prawdy/, że to jest jednak 25 a nie 20 stóp i droga która jest przed nami nie jest rekomendowana dla tego pojazdu. Pytamy co dalej. Nie ma problemu jest inna bezkolizyjna droga, tylko trzeba trochę nadłożyć. Uff jednak nie jest tak żle. Strażnik cały czas odwodzi mnie od zamiaru jazdy prosto więc nie mając argumentów jedziemy drogą okrężną. Nie wiem czy to był błąd czy nie , ale nadłożyliśmy po serpentynach, stromych podjazdach tylko 200 mil. 2 w nocy jesteśmy u celu. Zostajemy mimo,że nie wolno pod samym campingiem i idziemy spać. Rano skoro świt /11/ wstajemy i próbujemy ustalić ile i komu płaci się za campground pod którym stoimy bo nikogo tu nie ma. Rezultat jest taki, iż ustalamy procedurę; z puszki bierze się kartę meldunkową + kopertę, wypełnia się ten kwitek do koperty pakuje się cash w wysokości 22 $ lub podaje się nr karty kredytowej i całość wrzuca się do słupka, który stoi przed wjazdem. Gotowe teraz śniadanie i zwiedzanie bo Sekwoje czekają. ruszamy z tzw. buta, ale po jakimś pierwszym czy trzecim kilometrze stwierdziłem iż wracam po campera. Ta decyzja była genialna bo mimo zwiedzania autem wróciliśmy znowu po kilkunasto-kilometrowym spacerku padnięci jak śnięte ryby.20161006_133021 20161006_184223 20161006_184040 20161006_184024 20161006_181146 20161006_171205 20161006_170707 20161006_165929 20161006_165620 20161006_164804

Punkt widokowy Moro Rock 2000 m npm.

20161006_162826 20161006_161915

Tu widać po prawej nierekomendowaną drogę

20161006_160637

20161006_160212 20161006_155839 20161006_155747

Schodzimy las Sekwojowy cdn.

20161006_152835

20161006_152400 20161006_151122 20161006_145618 20161006_145113 20161006_144742 20161006_143503 20161006_143453 20161006_143417 20161006_143142 20161006_142640

Drzewa mają wysokość mniej więcej wieżowców 24 piętrowych, czyli coś między 85, a 120 metrów. Te największe są ukrywane przed okiem gawiedzi. Ich wiek, tych najstarszych datuje się na 2300 -2700 lat !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Obwód pnia 30-40 metrów, średnica naście, oj robi wrażenie gdy stoimy obok. Z tablic informacyjnych wyczytałem iż w 1953 roku jedno z drzew samoistnie się przewróciło mając około 2300 lat. Przewrócone giganty robią wrażenie. Bez problemu w wydrążonym tunelu mieści się duży dostawczak. Na nas strasznie przygnębiające wrażenie robiła spuścizna – pożary sprzed kilku lat. Okazuje się jednak, że przyroda znalazła dla tego zjawiska zastosowanie niezbędne do funkcjonowania ekosystemu. Mianowicie szyszki Sekwoi rosnące bardzo wysoko owocując nie spadają tak jak w znanych nam drzewach co roku, tylko co lat kilka, kilkanaście. Co prawda przesympatyczne wiewiórki wydłubują część nasion, ale stanowi to marginalny procent całości. Żeby szyszki spadły i uwolniły nasiona potrzebna jest wysoka temperatura – pożar. Wtedy obumierające zwęglone mniejsze 30-40 metrowe drzewa stanowią doskonały nawóz i pozwalają na wzrost nasion Sekwoi. Po kilkudziesięciu latach na „staruchach” nie ma specjalnych śladów pożaru, las odrasta, a młode Sekwoje mają się w najlepsze.

Dzień 20 /thursday 20 oct/

Ruszamy w trasę przed nami spory kawałek drogi, więc ponownie docieramy do punktu docelowego w nocy. Jest to campground przed dojazdem do Death Valley przy stacji benzynowej. Oferuje on skromne warunki, ale nam to na polaków rozmowy wystarcza, a i przy okazji przespać też nam się udaje. Ważne następny campground dopiero po przejechaniu całej doliny !!! Tu nasunął mi się taki stary kawał, kiedy uczeń przychodzi na Śląsku na praktyki i majster mówi do niego „te uczeń skocz po halbę” uczeń pyta „majster , a co to jest halba” majster ” masz rację kup dwie”   dla wyjaśnienia to z języka śląskiego pół, w tym wypadku półlitra. Opowiadam to dlatego, że Marek /ze Szczecina/ szedł na zakupy sam więc mówię do niego kup halbę on się pyta co to jest halba więc grzecznie wyjaśniłem, żeby kupił dwie. Wszystko byłoby okey gdyby nie fakt iż tutejsze butelczyny są oczywiście połówkamu, ALE GALONA 3,79 litra. Działo się, działo.dsc04871

Dzień 21

Po nocy spędzonej nomen-omen na Pustyni Śmierci w otoczeniu gorąca, bezludzia, skał i grzechotników ruszamy w naszą końcową trasę. Dolinę zwiedza się globalnie z pozycji auta z małymi sesjami zdjęciowymi w drodze.

20161006_191840 20161008_120731 20161008_121435 20161006_212324 20161006_200011

DEATH VALLEY

20161008_112327 20161008_135814 20161008_135454 20161008_135438 20161008_135351 20161008_133225 20161008_132843 20161008_132613 20161008_132246 20161008_132225 20161008_132202 20161008_125202 20161008_124354 20161008_123804 20161008_123157 20161008_123008 20161008_154622 20161008_153940 20161008_153617 20161008_153602 20161008_143540 20161008_14271820161008_143259 20161008_14324120161007_18500420161007_18493520161007_18492020161007_18483520161008_143803

20161008_171901 20161008_171918

Nadszedł ostatni punkt programu Dam Hoover – Tama Hoovera na której zabudowana jest elektrownia wodna;

20161008_180727 20161008_180808 20161008_180819 20161008_181309 20161008_181332 20161008_183332 20161008_183521 20161008_183752 20161008_183836 20161008_183842 20161008_183936 20161008_183947 20161008_184206 20161008_184543 20161008_184553 20161008_184812 20161008_185130 20161008_185143 20161008_185546 20161008_190140

Dzień 22

Zdanie campera i wylot z las Vegas bay bay ameryko.

dsc05146

Campera oddajemy bez żadnych problemów. Pobieżne rzucenie okiem na uszkodzenia przez obsługę – ich brak, papierologia, dopłata za dodatkowo zwiększoną ilość kilometrów i jedziemy na lotnisko.20161009_141201

Na lotnisku chwila wytchnienia ostatnie zabawy hazardowe /przecież nie będziemy wracać z kasą/ i liniami United przez San Francisko, Frankfurt do domu.

Ostatnie spojrzenie na Las Vegas.dsc05185 dsc05183

Przesiadka w San Francisko i kontrola szczegółowa bagaży koleżanki małżonki.

dsc05173

I po dwudziestu paru godzinach lotnisko w Pyrzowicach, gdzie czeka na nas niespodzianka w postaci zaginięcia bagażu mojej żony. No więc papierologia, wyrażamy swoją opinię na temat przewoźnika Lufthansa wraz z United i jedziemy na POLSKI NORMALNY OBIAD. Po daniach serwowanych przez amerykańską kuchnię naszym nieprzystosowanym żołądkom nasunął mi się taki stary, ale mocno z ameryką związany kawał.

Kelner pyta po obiedzie gości – Smakowało?

Klient – No wie Pan .upy nie urywa

Kelner – Na razie

 

dsc05232

Za chwilę pożegnanie naszych przyjaciół. Jest 20 wieczorem, a przed nimi jeszcze drobne 600km do Szczecina.

I to już niestety koniec rano wracamy do pracy i szarej codzienności.

Tutaj korzystając z okazji chciałbym podziękować;

Naszym współtowarzyszom Markowi i Ewie za towarzystwo w tej szalonej wyprawie, oraz za sfinansowanie połowy wydatków.

Zbyszkowi z Patrycją z USA za udzielone cenne wskazówki na etapie planowania podróży.

Wszystkim którzy zamieścili relacje ze swoich wypraw w debilnecie, gdyż były dla nas skarbnicą wiedzy.

oraz Anke i Adamowi za pomoc w wypożyczalni.

PODSUMOWANIE 

Wyjazd bardzo udany pomimo wielu niedociągnięć organizacyjnych udało nam się go zrealizować zgodnie z zakładanym planem.Jako iż wiza przyznawana jest na okres 10 lat już świta mi myśl, żeby do Ameryki wrócić tym razem na trochę inną wycieczkę śladami Alberta Einsteina i Nikoli Tesli, czyli wyjazd rekreacyjny na łonie techniki. Jest tylko mały szkopuł finanse i urlop.

 

Koszty itp;

Wszystkie wydatki łącznie dla naszej czwórki.

Bilety lotnicze linie łączone Lufthansa i United 16942 zł

Camper 2337,78 $ płatne w dwóch ratach w kraju i na miejscu 1443,84$ razem 3781,62$ przejechaliśmy camperem 2720 mil = 4350 km,

Paliwo 750$  285 Galonów

3550$ Wizy,ubezpieczenia,wyżywienie,wstępy,campingi,restauracje

Camper;

Ważył coś koło 6 ton szczerze nie przetłumaczyłem do końca tych wszystkich pozycji z danych technicznych i nie wiem czy to było DMC czy też jeszcze nie. Nie ma to o tyle znaczenia że do jego prowadzenia potrzebne było prawo jazdy kategorii B. Camper był wyposażony w komplet garnków, sztućców, talerzy,szklanek itp. prześcieradła + koce, poduszki, ręczniki. Zbiornik szara 150l, kot 150l, woda czysta 150l. dodatkowo króćce i węże do podpinania się na campingu pod ciągłe zasilanie wodą i bieżące odprowadzanie nieczystości. Piekarnik gazowy, mikrofalówka, kuchenka trzypalnikowa, bojler gazowy, lodówka 160l z zamrażalnikiem.

Moim zdaniem od strony praktycznej;

 

Niezbędne;

-wg. przepisów międzynarodowe prawo jazdy

-karta kredytowa systemu VISA akceptowalna wszędzie, bez niej wypożyczenia, rezerwacje są zasadniczo niemożliwe, generalnie wszędzie płaci się kartami debetowymi lub kredytowymi

-gotówka i to dużo w małych nominałach do 20$ gdyż np. w San Francisko większych nie przyjmowali

-przejściówka gniazda sieciowego standardu USA na europejski /nasze wtyczki nie pasują/

-rezerwacje campgroundów w dużych miastach i parkach. My mieliśmy zarezerwowane w San Francisko, hotel w Las Vegas zaraz po przyjeździe nie można wypożyczyć campera musi minąć minimum jedna doba od przylotu !!!, National Park Zion

– ksero wszystkich dokumentów,paszportów,prawa jazdy,spis numerów telefonów rodziny, banku, sieci komórkowej czego nikomu nie życzę na wypadek kradzieży niezbędne /przerobiłem taką lekcję w innym kraju w tym roku/

Przydatne;

-karta debetowa VISA do konta $ umożliwia np.płacenie za paliwo na stacjach samoobsługowych w nocy nie zawiera przeliczeń jak przy kredytowej

-Latarka czołówka w nocy w parkach i na pustyni wręcz niezbędna

-Internet do telefonu my mieliśmy pakiet atlantycki z sieci Plus 2,5 Gb za 200zł brutto, pozwala na dokonywanie rezerwacji, sprawdzanie co gdzie jak i dlaczego. Trzeba tutaj dodać iż na większości campingów internet był w cenie. Bieżcie również pod uwagę fakt, że w dużych parkach Yosemite, Sekwoje, Death Valley występował całkowity brak internetu i zasięgu sieci telefonicznej !!!

-nawigacja my używaliśmy Here do pobrania za darmo w wersji offline była super z uprzednio ściągniętymi mapami stanów po których się poruszaliśmy.

-okulary przeciwsłoneczne

-przedłużacz USB i przejściówka gniazdo zapalniczki na USB. Camper posiadał kilka gniazdek USB genialnych do ładowania elektroniki, ale były one w takich miejscach, że super byłoby mieć 1 metrowy przedłużacz. Przejściówka niezbędna do używanie nawigacji z przodu auta

 

Zbędne;

-nie brać nawigacji z wypożyczalni /wysokie koszty 6-10$ dziennie/

-nie brać generatora prądu, wykorzystaliśmy go ledwie przez kilka minut na podgrzanie pizzy,a na większości campingów prąd był w cenie, a stojąc w miejscach bez prądu albo są ustalone krótkie godziny na używanie generatora, albo jest zakaz jego używania. Na objazdówce brak zastosowania dla tej zabawki.

-krzesełka i stół, krzesełko pomijając jakość rozłożyliśmy raz 1 sztukę i tyle. Wszędzie gdzie byliśmy są stoły do biesiadowania i zamiast rozkładać cały majdan lepiej z nich korzystać.

-płyny do toalety zasadniczo zbędne przy /nie używaliśmy/ przy ich konstrukcji toalet – zbiornik 150l z bezpośrednim zrzutem który jest przy każdym stanowisku campingowym nie trzeba się martwić o zapachy itp.

Jeśli ktoś z Was ma jakieś pytania, chciałby czegoś innego się dowiedzieć proszę o kontakt;

email volvex@poczta.onet.pl lub w sprawach pilnych telefonicznie 601 526603

postaram się odpowiadać na pytania dopisując cenne informacje do powyższego opisu.

 

Galeria dla tych, którzy dotrwali do końca;

 

Układy trzeba mieć wszędzie

dsc05124

 

dsc04861 dsc04851 dsc04499 dsc04498 dsc04329 dsc04194 dsc04049 dsc03935 dsc03811 dsc03491 dsc05157 dsc05155 dsc05154 dsc05153 dsc05152 dsc05140

Poniżej hit sezonu malutka przyczepa z balkonem moje nr 1 na liście przebojów

dsc05139 dsc05138 dsc05136 dsc05135 dsc05134 dsc05133 dsc05132 dsc05131 dsc05130 dsc05129 dsc05128 dsc05127 dsc05114

AUSTRALIA

 

Grecja 2013

Grecja czerwiec 2013

I tu zaczyna się nasza dość nieprawdopodobna historia.  Będąc na próbnym czerwcowym  urlopie w Grecji jak zawsze postanowiliśmy odwiedzić najdalsze zakątki Peloponezu. Wracając żeby skócić czas przejazdu przecinamy Peloponez po przekątnej przez wysokie góry.  Zjeżdżając z którejś z nich widzimy campera na holenderskich numerach z włączonymi światłami awaryjnymi. Niepisane prawo braci caravaningowej głosi iż  ” jak możesz to pomóż”. idąc tym śladem zatrzymujemy się. Po krótkiej wymianie zdań dowiadujemy się iż przedmiotem awarii jest prawe tylne koło, którego nie ma czym odkręcić i kolega nie ma czym podnieść samochodu. Nasi rozmówcy są z Austrii i kupili raptem miesiąc czy dwa temu campera w Holandii celem zwiedzania europy. Gdzie są klucze, lewarki nikt nie wie bo nie są to priorytetowe sprawy przy zakupie auta, a właściwie ich nie ma. Panie oddalają się na pogaduszki, a my z pomocą narzędzi z mojego campera zabieramy się do naprawy koła. Prace szybko posuwają się do przodu tylko ja nie potrafię zrozumieć dlaczego kolega z Austrii nic nie rozumie po niemiecku !!! Moja lingwistyka co prawda leży w gruzach, ale żeby podstawowych zwrotów nie znać ??? Jakoś po angielsku dochodzimy do porozumienia i wymiany poglądów. Po naprawieniu auta wraz z żonami zaczynamy krótką konwersację i tu kolejny zoonk koleżanka z Austrii też nie rozumie słowa po niemiecku. Od słowa do słowa /angielski/ dowiadujemy się iż oni nie są z Austrii, a  z Australii. Z zamiłowania są podróżnikami, campera kupili w Holandii i w tym  2013 roku zwiedzają południową część europy /6 miesięcy/, a w 2014 będą zwiedzać część północną w tym Polskę. Tu reprezentując nasz słowiański status postanowiliśmy ich zaprosić do nas do Polski. Zaproszenie zostało przyjęte i równocześnie my otrzymaliśmy zaproszenie do nich. Ustaliliśmy termin naszego przyszłorocznego spotkania na  7-8 września 2014 bo tak oni przewidywali pobyt w Polsce, oczywiście ze względu na odległości, urlopy, oraz wiele innych czynników o naszym wyjeździe do nich nie było mowy. Jako iż my i oni byliśmy w trasie niestety szybko po wymianie kontaktów rozstaliśmy się.

chgc vh

U nas w domu wrzesień 2014

Miną rok od naszego spotkania w słonecznej Helladzie. Rok w którym wymienialiśmy e-maile i razem żałowaliśmy iż nie zmieniliśmy planów w Grecji i nie pojechaliśmy chociaż na jeden dzień pod wspólną palmę na polsko-australijskie pogaduszki. Nasi znajomi z dalekiego kontynentu jednak dotrzymali słowa i we wrześniu tego roku nas odwiedzili. DSC04370

 

Rozmów polsko-australijskich nie da się opisać. Dzięki pomocy naszej młodszej córki mieliśmy perfekcyjne tłumaczenie i mogliśmy przez czas pobytu naszych znajomych wymieniać poglądy, w zasadzie na każdy temat. Tego nie da się opisać.  Rano wstajemy 10 moja żona niestety już w pracy, wspólne śniadanie z polskimi regionalnymi smakołykami /przygotowane przez koleżankę małżonkę/ póżniej wyjazd w teren. Około 15-30 wracamy do domu, żona wraca z pracy wspólny obiad. Ustalamy plan na popołudnie – jakieś małe zwiedzanko, a później clou programu dyskusje. Co można pokazać podróżnikom świata na opuszczonym przez cywilizację śląsku nie wiem, wychodziłem z siebie i stawałem obok, żeby znaleźć miejsca godne obejrzenia przez naszych Gości /zabytkowa kopalnia Guido, Nikiszowiec, Wisła-Szczyrk etc./. Chyba  się podobało bo było to coś na pewno innego. Wieczór dyskusje jak u Was jak u nas. Spróbujcie Australijczykom wytłumaczyć co to jest komunizm. /nam się nie udało/. Z innej beczki kolega australijczyk  prosi mnie o pomoc w wymianie opon w jego camperze. Mówię nie ma sprawy po kilku telefonach załatwiamy wymianę opon. Po dwóch dniach jedziemy do zaprzyjaźnionego wulkanizatora celem wymiany opon i ten stwierdza, że wózek kolegi nie ma geometrii. Pytam co robimy? Odpowiedź cyt.” jeśli tylko możesz to pomóż mi to naprawić bo samochód za trzy tygodnie idzie do sprzedaży przecież musi mieć wszystko sprawne” !! U nas to raczej się w głowie nie mieści. Suma suma-rum oni codziennie nas zapraszają do siebie. Fajnie by było tylko….   Niestety przychodzi chwila rozstania czułości, mile spędzony czas i coś czego brakuje. Po tygodniu doszedłem do wniosku iż raz się żyje. Szybkie obliczenia i piszemy wnioski wizowe do ambasady australijskiej. Już po trzydziestu minutach mamy wizy dla całej rodziny. Dzwonimy do naszych przyjaciół, którzy podróżują dalej po europie. Zaproszenie podtrzymane zaczynamy organizować wyjazd HURRA.

 

wrzesień-pażdziernik-listopad-grudzień

DSC00012

 

Przygotowania w toku najpierw bilety i tu pierwsze schody. Cena biletów Warszawa Brisbane jakiś mały horror, ale jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć b. Drobne 27 tysięcy zmieniło właściciela. I tak 16 grudnia liniami Emirates lecimy przez Dubaj  do Brisbane z międzylądowaniem w Singapurze. Organizacja naszego miesięcznego pobytu w Australii leży po stronie naszych przyjaciół. Auto wynajmujemy od znajomych naszych przyjaciól. Noclegi organizuje Tom i tak plan jest taki parę dni u nich później 2 tys kilometrów wzdluż Rafy Koralowej do góry i powrót do nich, krótkie parę dni w Brisbane i powrót do Polski. Zwiedzanie w planach parki narodowe, rafa, krokodyle, kangury, trochę outbacku, dżungla – lasy tropikalne, kolej kolo Cairns niestety ze względu na zaporowe ceny wszystko bez campera.

 

20141216_124316

 

 

Po wczesnym zapakowaniu się do auta udaliśmy się w kierunku Lotniska Chopina. Wylot z Warszawy o 13-40 kierunek Dubaj samolot Boening 777-300 lini Emirates. Komfort jak w samolocie natomiast posiłki, drinki, obsługa pierwsza klasa.  Whiski 12 letnia standard. W tej miłej atmosferze dotarliśmy do Dubaju tu, krótki postój zmiana samolotu na inny i via Singapur dalej luksusowymi iniami Emirates docieramy po łącznie z przerwami 25 godzinach lotu do Brisbane. Tu po dość szybkiej kontroli odpowiedzi kilka razy na te same pytania zostajemy przez oficera słuzb sanitarnych przepuszczeni dalej. Uff kamień z serca przewieźliśmy prezenty dla przyjaciół trochę puszek jest super.Wychodzimy z terminalu, a tu 2 w nocy 28 stopni na dworze. Nasz przyjaciel zabiera nas do siebie autem. Czemu tylko cały czas jedzie po lewej stronie?

 

20141219_15154420141219_13110120141219_13192520141219_13244420141219_14394820141219_14030520141219_13572920141219_14553620141219_135737

 

Kolejne dwa dni spędziliśmy na zwiedzaniu Sanktuarium Koalii, oraz ogrodu zoologicznego. Miejsca super mają tylko jedną wadę, ceny wstępu. Dla naszej czwórki jest to kwota na poziomie 200 dolarów, zdjęcia z Koalą 18-20 dolarów. Takie tu są ceny. Kolejny dzień w planie las deszczowy z wiszącymi mostami /Park Narodowy/.

Po powrocie z Zoo gdzie oglądaliśmy między innymi przesympatyczne kangury dostałem prezent od syna naszych przyjaciół w postaci małego woreczka ze skóry kangura. Jak myślicie z której części ciała kangura jest ten woreczek ??? Zdjęcie poniżej.

20141218_180748

 

Tak więc zgodnie z planem wybraliśmy się dzisiaj do Parku Narodowego

DSC00243

 

W lesie deszczowym jak nazwa wskazuje leje i takowej atrakcji doświadczyliśmy co trochę pokrzyżowało nasze plany.

DSC00258DSC00257DSC00255DSC00259DSC00273DSC00280

DSC00244DSC00284

Ze względów pogodowych ewakuawaliśmy się stąd dość szybko i nie udało nam się obejść fajnego ogrodu botanicznego założonego kiedyś przez mieszkańca tego rejonu. Ogród imponuje ilością i różnorodnością roślin, które od wielu lat rozrasta ją się same gdyź ogród jest opuszczony. Szkoda.

DSC00141

W Australii popularne jest grilowanie i pogoda nie stanowi przeszkody w jego realizacji.

DSC00143

 

Wspólna z rodziną przyjaciół biesiada. Efekty grilowania palce lizać.

20141221_174906

Z boku cały czas mieliśmy prześlicznego obserwatora.

Niedziela 4 dzień w Australii;

20141221_142711

Pierwsze kroki w bardzo popularnej grze. Przez grzeczność pozwoliliśmy gospodarzom wygrać jednym punktem.

20141221_114318

Po zaprawie w rozgrywkach towarzyskich zwiedzanie Brisbane

20141221_130933 20141221_145301

Dekoracja świąteczna miasta choinki i temperatura 30 stopni

20141221_171920 20141221_154731 20141221_153927 20141221_1451528

A tak wyglądają przystrojone domy uczestniczące w konkursie na najlępszy wystrój świąteczny;

20141220_211717

20141220_21404520141220_21425020141220_214147

W poniedziałek odbieramy rano samochód i ruszamy w kierunku północy stanu Queensland. Od jutra koniec obijania taka pozycja, chyba aż do powrotu nie będzie nam grozić;

DSC00048

 

Ostatnia kolacja u przyjaciół, czyli wspólne robienie placków ziemniaczanych tutaj absolutnie nieznanych.

20141221_180204 20141221_181933 20141221_181947

 

A to już kolejny dzień wypożyczamy auto Toyota Camry i ruszamy wzdłuź rafy na północ. Gdzieś po drodze nasz pierwszy bungalow. Mieliśmy oglądać składanie jaj przez żółwie, ale w związku z sezonem niezałapaliśmy się na obecny termin. W przeprosinach dostaliśmy butelkę dobrego wina od obsługi ośrodka. Plan nadrobimy wracając jak będą wolne miejsca. Za chwilę ruszamy w kierunku farmy krokodyli.20141222_105146 20141222_123851 20141222_175825 20141222_175908 20141222_175956 20141222_180007

 

Jesteśmy w miejscowości Emu Park na wysokości Rockhampton,  właśnie chwilę wcześniej mieliśmy zwrotnik Koziorożca.  Tutaj znajduje się jedna z największych farm krokodyli około 5 tys. tych sympatycznych gadów.

DSC00398DSC00400DSC00414DSC00417DSC00431DSC00449DSC00478

Po zwiedzaniu farmy przyszedł czas na degustację.

DSC00491 DSC00481 DSC00482 DSC00485

Dziś wigilia jakieś 16 tys. kilometrów od domu. Ale przywieźliśmy ze sobą choinkę. Trudno przy wspólnej kuchni w międzynarodowym towarzystwie i przy 30 stopniowym upale zrobić tradycyjne 12 potraw. Moim dziewczynom to się udało. Co prawda nastąpiła lekka odmienność potraw, ale jednak zawsze zgodnie z tradycją. Były też polskie kolędy i chwile tęsknoty za rodziną, przyjaciółmi i polską świąteczną atmosferą.

DSC00494 DSC00495 oDSC00497 DSC00498

W Australii nie obchodzi się wigilii, w ich tradycji jest świętowanie Bożego Narodzenia w towarzystwie rodzinyi przyjaciół,  oraz tradycyjne obdarowywanie się upominkami. W związku z powyższym od 26 grudnia we wszystkich sklepach ruszają wyprzedaże. A ja nie mam gdzie się jutro schować przed tym szaleństwem i moimi trzema dziewczynami. Już się dowiedziałem, gdzie po drodze mamy duże centrum handlowe i ile tam można spędzić czasu.

Po wigilii wieczór spędziliśmy w basenie.

DSC00500 DSC00504

Dalej ruszamy w kierunku Mackay gdzie w zasadzie nocujemy tranzytowo z krótkim zwiedzaniem przyległego ogrodu botanicznego.

DSC00512 DSC00513 DSC00527 DSC00529 DSC00530

DSC00518DSC00519

 

A tu chciałbym przybliżyć Wam wszystkim pewien temat, który mnie niezmiernie nurtuje;

A mianowicie kiedy jeździliśmy na coroczne wakacje z córkami do Chorwacji obowiązywała tam ichniejsza waluta Kuna. Kuna jest również nazwą miejscowego ptaka i zawsze twierdziłem iż nie ma waluty która szybciej ulania się z portfela niż Chorwackie ptaki. Otóż zmieniłem zdanie zdecydowanie szybciej uciekają z portfela przy mojej rodzince tutejsze dolary, ja nie nadążam z ich uzupełnianiem, Kuny wracajcie mi się tylko wydawało iż w Chorwacji było drogo.

20141224_091701

 

Ciekawostką, która odróżnia ten kraj od naszego jest to iż globalnie nie ma kretyńskich reklam. Nikt w serialach /których jest bardzo mało/ nie przemyca reklam, przy drodze ich nie ma, nie widziałem u przyjaciół sterty promocyjnych śmieci. Ciężarowe potwory też nie mają reklam.20141223_131411

 

Gdzieś z drogi chwila na kąpiel.

20141226_121053 20141227_120801 20141227_120531 20141227_120629

 

Jakieś 1900 km od Brisbane na północ. Zaczyna się typowa dżungla -lasy deszczowe. Zupelnie inna zabudowa małych miasteczek.

20141227_153651 20141228_124651 20141228_125112 20141228_125146 20141228_130955 20141228_130928 20141228_131706 20141228_143948 20141228_144025 20141228_145659 20141228_160728 20141228_161421 20141228_161647

 

I jesteśmy w ostatnim najdalej wysuniętym punkcie naszej Australijskiej przygody miejscowości Cairns. W planie zwiedzanie Wioski Aborygenów, Zabytkowa Kolej Cairns Kuranda i powrót gondolą nad lasami deszczowymi, Wielka Rafa Koralowa. Wszystko porezerwowane szybkie zakwaterowanie w motelu i czas start. Niestety ze względu na ograniczony dostęp do internetu zdjęcia wyłącznie z tabletu.

Wioska Aborygenów Fajnie zorganizowana prezentacja życia, kultury i zwyczajów Aborygenów z dodatkowymi warsztatami. My poszliśmy na wycieczkę z przewodnikiem śladami natury czyli medycyna i owoce dżungli, dziewczyny natomiast malowanie bumerangów tkaniny, naszyjniki itp. Przeżyciem jest zjadanie tyle co złapanych przez naszego przewodnika mrówek a w zasadzie ich tylnych części. A największa atrakcja dogadać się bez naszych tłumaczek z jak by nie patrzeć z rodowitym Aborygenem. Ale polak potrafi, a na obczyźnie nawet dwa razy lepiej!!!

20141229_101109 20141229_102649 20141229_102703 20141229_102710 20141229_123823 20141229_124746 20141229_131245 20141229_132605 o20141229_134318 20141229_140620 20141229_140838 20141229_141428 20141229_141208

 

Kuranda

20141230_09064320141230_09211020141230_09212020141230_09524620141230_10215320141230_11131320141230_10371320141230_11020720141230_11184520141230_11511420141230_12323520141230_12340420141230_12361620141230_12545020141230_10570620141230_10380920141230_13481920141230_13360820141230_14594320141230_10550620141230_15045920141230_15330520141230_10571920141230_14511220141230_15332020141230_15350620141230_15360920141230_15365820141230_15383520141230_153843

 

Dziś Sylwester jest godzina 0 15 i jak to w życiu bywa pojawiają się jakieś małe problemy. Najpierw jakieś robale zaatakowały nas w hotelu, później przyplątała się jakaś gorączka u mnie, a na koniec spuchła mi dolna łapa. No cóż,  od tego mamy ubezpieczenie więc dzwonimy pod telefon alarmowy Warty. Ble ble ble z automatem na lini alarmowej /taki debilizm można tylko unas zamontować/ i już po 10 minutach otrzymujemy informację, że za chwilę Pani prześle nam informacje z danymi placówki medycznej. Trwało to tylko godzinę i mój kolejny telefon 10 minutowy do automatu. Dobra jest okey przyszły namiary jedziemy. Oczywiście przypomina nam się stary kawał jakie są trzy rodzaje białej śmierci, odp. sól, cukier i lekarz pierwszego kontaktu. Centrum Cairns miasto opustoszałe jak u nas. Jest 24 godzinny punkt udzielanaia pomocy. Drobne 100 dolarów zmienia właściciela i zostaję przyjęty przez lekarza. Szybka konsultacja podejrzenie o zakrzep. Doktoro zaleca natychmiastowe usg. Tu zaczynają się pierwsze schody, albo usg w ich przychodni 8-17, albo w szpitalu z przyjęciem na oddział za jedyne 1400 dolarów !!! Wybieramy przychodnię raptem za parę godzin /jest 3 w nocy/ Tak tylko jak to pogodzić z zarezerwowaną dużo wcześniej wycieczką na Rafę. Ostatecznie postanawiam zawieźć rodzinkę rano , niech płyną i chociaż dziewczyny niech zobaczą. Tak postanowione rodzinka się buntuje, ale ktoś decyzję musi podjąć.  Trzy godziny spania kierunek terminal portowy. Miła obsługa czas imprezy od 8 rano do 17 powrót za żadne skarby nie da się tego pogodzić z usg, a ja prawie nie mogę na tej łapie chodzić.Pani proponuje nam zmianę rezerwacji na sobotę bez żadnych dodatkowych kosztów, tyle, że w sobotę mamy być 1600 km dalej od Cairns. Nie wiem co zadziałało, czy mój urok osobisty, czy też perfekcyjna znajomości języka ??? czy też inny czynnik, dostajemy propozycję zmiany terminu na jutro tj. Nowy Rok. Hura jedziemy więc na usg. Tutaj znowu fajnie na dzisiaj nie ma żadnych wolnych terminów no chyba, że o 9 30 nie przyjdzie jakiś niepewny pacjent. Czekamy. Udało się aparatura 1 klasa obsługa perfekt i co najważniejsze nie ma mowy o zakrzepach. Pacjent zdrowy tyle, że lżejszy o nie całe 600 dolarów. Idziemy spać, spać i jeszcze raz spać. Ja wykończony, dziewczyny też do tego codzienne wstawanie o 6-7 rano dość, przerwa do popołudniowej wizyty u doktota. Doktoro nr2 rodem z Singapuru wykazał się całkowitym brakiem wiedzy medycznej ŻENADA na nic moje tłumaczenia pacjent wg niego ma skręconą nogę i lekarstwem ma być Nurofen tak mam zapisane w odpisie karty chorobowej. W związku z tym przeszedłem na kurację własną, obrzęk powoli mija, a my szykujemy się do sylwestra.

20141231_21262320141231_212120

 

Sylwester w wydaniu tutejszym odbiega znacznie od naszego modelu. Miasto Cairns organizuje dwa pokazy sztucznych ogni o 21 i 24, jakiś zespół muzyczny, oraz w hali targowej kiermasz. Mieszkańcy schodzą się wraz z rodzinami, przyjaciółmi na nadmorską promenadę na której gra zespół muzyczny i albo spacerują, albo siadają na trawie i słuchają grającej grupy. Jest jeszcze trzecia część społeczeństwa, która urządza bardzo tu modne pikniki. Globalnie wszystko odbywa się bez alkoholu. W okolicznych pubach, restauracjach odbywają się spotkania towarzyskie bez muzyki ! Młodzież w małych grupach czasem wypije piwo bez zabaw w naszym rozumieniu. Najciekawszą częścią dla nas był kiermasz. Jest na nim cała gama chińskiego badziewia, jakieś różne smakołyki czyli mała gastronomia i naprędce zorganizowane salony masażu chińskiego. Nas zszokowało międzynarodowe towarzystwo z moczące nogi w wiadrach i siedzące karnie jeden obok drugiego w alejkach hali. Uciekliśmy szybko stamtąd Nowy Rokpowitaliśmy w motelu, a wg czasu polskiego będziemy go witać po raz drugi na Rafie Koralowej.

20141231_15155720141231_15190920141231_22073420141231_220744

 

Dziś Nowy Rok skoro środek nocy 7 rano ruszamy na terminal portowy. Rejs na platformę zacumowaną nad Rafą trwa około 1,5 godziny tam mamy zarezerwowane pływanie dwoma rodzajami przeszklonych łódek,  pomost podwodny widokowy przeszklony, pływanie z rurką, oraz nurkowanie z pełnym oprzyrządowaniem. Po dopłynięciu rzucamy się do przebierania w pianki (ocrona przed ewentualnymi meduzami itp.) Pobieramy brakujące maski rurki i do wody. Wrażenia są nie do opisania po pierwsze dno jest jakieś 7-10 metrów poniżej zejścia do wody, większość powierzchni dna pokrywa wielobarwna kultura stworzona przez tysiące lat przez rośliny i zwierzęta morskie stanowiąca obecną Rafę. Całość zdarzenia ma miejsce gdzieś na otwartym Pacyfiku.  Do okoła nas pływają ryby osiągające do 1 m długości i mieniące się wszystkimi możliwymi kolorami. Jest super. Po dwóch godzinach wołają nas na szkolenie i za chwilę akwalung i do wody. Tu niestety nastąpiło mało miłe zdarzenie gdyż ciśnienie w uszach plus silny ucisk klatki piersiowej szybko nakazał nam opuścić trap zejściowy. Niestety koniec nurkowania pocieszeniem było tylko to, że takich osób było więcej. Obsługa w zamian proponuje nam zejście pod wodę w specjalnych hełmach. Po kolejnym szkoleniu papierologi schodzimy pod wodę jest ekstra. Personel dokarmia jakimś smakołykiem ryby więc ocierają się one o nas i kaźdą z nich możemy dotknąć !!! Niestety zamieszczam tylko zdjęcia z tableta, reszta z aparatu podwodnego, cyfrówki dopiero po powrocie do domu. 20150101_08575220150101_09171120150101_09203620150101_10330320150101_10331020150101_10501420150101_11454120150101_131750

 

Niestety urlop powoli dobiega końca i czas wracać do Brisbane do naszych przyjaciół.  Przed nami jakieś dwa tysiące kilometrów /pod prąd/ . Noga po zastosowanej przeze mnie zmianie gospodarki płynami zaczyna wracać do normy. Mogę chodzić opuchlizna powoli schodzi pacjent będzie żył, a co najważniejsze nadaje się do pracy. Po za wizytą w rezerwacie żółwi zrealizowaliśmy w zasadzie cały plan wycieczki. Co prawda w między czasie zaczął się tworzyć nowy, ale to musimy z braku czasu przełoźyć na następny raz. Wracamy. Pogoda ne szczęście trochę odpuściła. Czasami pada, lub leje ale jest bardzo ciepło więc to tylko nam pomaga w podróży. W końcu jesteśmy tutaj w porze deszczowej i w rejonie lasów deszczowych więc nie może być inaczej.

DSC01003DSC01005DSC01004DSC01008DSC01009

DSC01010 DSC01022 DSC01137 DSC01136

 

Nie wiem co prawda dlaczego, ale samochód trzeba okresowo tankować /beznadziejne/. A tu niespodzianka paliwo zasadniczo tańsze niż u nas przyjmując dolara na poziomie 3 zł benzyna kosztuje około 3,60 MIłE Ale to jedyny taki bonus. Resztę o cenach podam w podsumowaniu.DSC01135

 

Po przejechaniu strasznie monotonną drogą około 700 km zatrzymujemy się u siostry naszej przyjaciółki w okolicy miejscowości Prosperine. Gospodarz jest naukowcem i specjalizuje się w gadach ze szczególnym uwzględnieniem jaszczurek. Tego co nam opowiedział nie da się zapamiętać, a co dopiero opowiedzieć. Brać karawaningową z pewnością zainteresuje Toyota Land Cruiser z pełnym wyposażeniem terenowyn, oraz specjalna przyczepa cempingowa również z pełnym osprzętem firmy ARB. Zestawem tym nasz gospodarz penetruje bezdroża Australii oddając sięswojej pasji i pracy naukowej. My słuchamy z otwartymi ustami i zazdrościmy tak pasji jak i możliwości. Przy okazji dziękujemy za wspaniałą gościnę. Pierwsze zdjęcie przedstawia owoce wychodowane przez naszych gospodarzy w swoim ogrodzie. Jakie to owoce nie wiem wiem tylko iż były pyszne.

DSC01011 DSC01014 DSC01026 DSC01028 DSC01037DSC01032DSC01039DSC01054DSC01062DSC01061DSC01070DSC01073DSC01112DSC01097DSC01081DSC01116DSC01132DSC01115DSC01134

Dziś po dwóch dniach sielanki docieramy do Bargary rejon Bundabergu gdzie po 650 km za kółkiem spędzimy noc i udajemy się  do rezerwatu gdzie żółwie morskie składają o tej porze roku jaja. Żółwie tu występujące zaliczają się do żółwi dużych czyli mają średnio między 1 a 3 metra wielkości. Nasz żółw składa na tej plaży jaja po raz pierwszy, ma około 25 lat i około 1 m długości. Wolontariusze i pracownicy rezerwatu znakują naszego źółwia, oraz pomagają mu w zakopaniu złożonych jaj. Po całej operacji wymęczony żółw wraca do wody, aby powrócić tu ponownie za rok celem powtórzenia operacji. Małe żółwie po wykluciu się z jaj ruszają same prosto do wody na trudną walkę o przetrwanie. Nie wiem jak jest u żółwi, ale u krokodyli , ałe komunikują się ze sobą już na etapie jaja i ustalają w jakiś magiczny sposób termin wyklucia.

DSC01139 DSC01142 DSC01145DSC01140 DSC01147 DSC01150 DSC01148 DSC01153 DSC01156 DSC01154 DSC01155

 

Dotarliśmy szczęśliwie do wypożyczalni gdzie oddajemy wiernie nam dotychczas towarzyszącą Toyotę. Przejechaliśmy nią jedyne 4 tysiące kilometrów w większości pod prąd i nie wiem jak to się stało, ale bez najmniejszej ryski. U naszych przyjaciół czeka na nas kolacja noworoczna z atrakcją wieczoru – grilowanym mięsem kangura.

DSC01177 DSC01176 DSC01179 DSC01184 DSC01181 DSC01186 DSC01187 DSC01191 DSC01178 20150105_195310DSC01196

 

Następne dwa dni spędziliśmy na zwiedzaniu prawdziwej istniejącej od wielu pokoleń farmy owiec. Poznaliśmy historię, życia na farmie, walki farmerów o edukację ich dzieci, wprowadzenie nowych technologii,  zdobyczy rewolucji technicznej itp. wynalazków. Niestety ze względów klimatycznych wszystkie owce były na pastwisku, a że farma jest malutka 125 tysięcy hektarów !!! nie udało nam się ich zobaczyć.

20150107_111941 20150107_112032 20150107_112524 20150107_112550 20150107_115657 20150107_120141 20150107_120156 20150107_12083520150107_121013 20150107_121652 20150107_122131 20150107_130910 20150107_140221

I tak nadszedł przedostatni dzień i tu niespodzianka odwiedziliśmy znajomych naszych przyjaciół. Zajmują się oni prowadzeniem farmy z hodowlą bydła. Farma malutka około 150 hektarów do tego dwa konie do doglądania bydła, no i na wypadek deszczu nowiuteńki landek /bo jakoś w pole trzeba dojechać/. Przesympatyczni ludzie trochę inne warunki pracy na gospodarstwie no i inne standarty.

20150107_144428 20150107_144325 20150107_154537

Pompa głębinowa z napędem wiatrakowym.

 

20150107_154912 20150107_154941 20150107_155052 20150107_170039 20150107_170302 20150107_170950 20150107_171826 20150107_173110 20150107_172207

Wracamy do Brisbane przy okazji oglądając najpiękniejszą plażę otoczoną setkami małych sklepików, hoteli, gastronomi. Nic tylko brać kasę i wypoczywać. Jest i jak to zawsze bywa pewien problem pod nazwą meduzy. Są oczywiście wygrodzone plaże, ale to nie to samo co w Grecji że wchodzi się do wody tam gdzie przyjdzie nam ochota.

20150108_094526 20150108_094730 20150108_094827 20150108_094852 20150108_095234 20150108_134447 20150108_134643 20150108_134850 20150108_135524 20150108_135939 20150108_135837 20150108_141632 20150108_153247 20150108_153819 eee 20150108_15530420150108_153019

Za parę godzin wsiadamy do Airbusa Emirates i poprzez Dubaj Warszawę wracamy do domu. Został nam ostatni dzień przeznaczony na zakupy, pakowanie, ostatnie wizyty w ulubionych miejscach. Trzeba tu będzie wrócić bo z Australii zobaczyliśmy w sumie malutki wycinek, a kraj jest piękny miejscami dziewiczy i zajmuje ogromny obszar.

Ostatnie zdjęcia.DSC01533 DSC01549

A ja nie chcę się pożegnać.

DSC01523

Lotnisko Brisbane i nasz Airbus 380-800.

DSC01558DSC01554

Za chwilę lądowanie szybki lifting i  w powrotną drogę do Dubaju.

 

DSC01555 Atmosfera nieograniczonej ekspresji  lini Emirates

DSC00014DSC00019

Pożegnanie po 14 godzinach lotu z obsługą /zdjęcie cenzurowane – koleżanka małżonka/

DSC01576

Dubaj

DSC01578

I po kolejnych 6 godzinach lądujemy w Warszawie. Samochód z parkingu SZYSZKOWA 45 już czeka. Odbieramy nasz latający rydwan i tylko 300 km w strugach deszczu i jakiejś nieprawdopodobnej zimnicy dzieli nas od domu. Docieramy szczęśliwie kończąc tą fantastyczną podróż. Zmęczeni podróżą zmianą stref czasowych sączymy jakiś trunek rozmyślając o tym kto nas jutro obudzi. Już przywykliśmy do tej niezliczonej ilości ptasich stworów wrzeszczących skoro świt.

DSC04731 DSC04733

Może te linki przybliżą to o czym piszę;

https://www.youtube.com/watch?v=cARj5-UE2Lc

https://www.youtube.com/watch?v=H2wyBU2GzhQ

https://www.youtube.com/watch?v=UXA0-YAoo9Q

 

Podsumowanie wyjazdu i poprawki do powyższego wprowadzę jak trochę dojdziemy do siebie czyli za parę dni.