Rozpoczynamy przygotowania i tu pierwsze schody wiza. Wypełnienie wniosku wizowego i zrozumienie jak to cudo działa jest dużym wyzwaniem. Już po trzech dniach przeczytaniu 100 stron w internecie mamy gotowy wniosek. Umówiony termin i wizyta w Ambasadzie USA w Krakowie odpowie nam na pytanie czy na pewno jedziemy. Do konsulatu jedziemy autem z zamiarem zaparkowania na parkingu w centrum Krakowa. Po drodze jakiś korek dojeżdżamy prawie na styk i tu pierwsze schody parking zamknięty. Na szczęście jest z nami córka zostawiamy telefony w aucie / nie wolno wnosić do konsulatu/ zostawiamy auto i córa jedzie nim załatwiać swoje sprawy. Prawie biegiem docieramy do konsulatu numerki kolejka trzy okienka i wszyscy po kolei się spowiadają. Po co, za co, dlaczego, gdzie ojciec pracuje, czym się pan pani zajmuje, kto mieszka w Stanach i setki innych równie ciekawych pytań. Przychodzi nasza kolej lekko spanikowani sytuacją naszych współkolejkowiczów /stoją od dłuższego czasu przy konfesjonałach/ podchodzimy. Miły urzędnik pyta nas jaki jest cel wizyty w USA grzecznie odpowiadamy turystyczny i w odpowiedzi słyszymy życzenia miłego pobytu w Ameryce. UFF dostaliśmy wizy. Teraz żeby nie było łatwo trzeba namierzyć córkę /telefony w aucie/ Korzystamy z grzeczności taksówkarza i od niego dzwonimy po nasz transport a tu w odpowiedzi słyszymy abonent po za zasięgiem sieci. Po jakiejś godzinie namierzamy córkę i bez przeszkód wracamy do domu rezerwować samolot oraz campera. ps. W konsulacie jest miejsce do zostawienia telefonów więc te wszystkie wpisy na stronie ambasady są nie powiem jakiej wartości.
Teraz rozpoczynają się ustalenia, rezerwacje, gorąca linia do przyjaciół w Szczecinie, studiowanie wpisów innych turystów i tak w zasadzie do dnia wyjazdu. Termin ustalony na 17 września, samolot z Katowic przesiadka we Frankfurcie i San Francisco planowany czas przelotu około 20 godzin linie United Airlines i po tym czasie mamy rozpocząć naszą przygodę lądując w Las Vegas. W Las Vegas czeka na nas malutki camper, ale żeby nie było łatwo okazuje się, że my przylatujemy w sobotę i teoretycznie moglibyśmy go od razu odebrać, ale w umowie z wypożyczalnią jest zapis iż musimy spędzić minimum jedną dobę w hotelu po przylocie. Jako iż wypożyczalnia nie funkcjonuje w niedzielę wynajęliśmy hotel w którym planujemy odpoczywać po hazardowych rozgrywkach do poniedziałku. Następnie w planie ukierunkowanym głównie na parki narodowe USA chcemy zatoczyć kółko Las Vegas, Grand Canion, Los Angeles, San Francisco, Las Vegas. Planowana trasa około 2-3 tys mil. Planowanie podróży trwa.
Dzień pierwszy sobota 17 wrzesnia
W nocy dotarł Marek z Ewą z dość dużym opóźnieniem spowodowanym naszymi korkami. Jesteśmy w komplecie i o 6 rano startujemy Lufthansą w naszą podróż. Uzupełniamy zapasy na lotnisku we Frankfurcie i dalej w drogę.
Ruszamy dalej. W San Francisco kontrola urzędu emigracyjnego i co za tym idzie kolejka na półtorej godziny.
Przeszliśmy, szybko na ostatni lot do;
Zmęczeni 20 godzinnym lotem ruszamy po nasze bagaże i za chwilę taksówką do hotelu. Taki był plan, ale szybko się zmienił. Okazało się, że nasz bagaż wcieło gdzieś po drodze.
W dziale reklamacji składamy stosowne zgłoszenie, dowiadujemy się, że linie United mają to serdecznie w …. i po półtorej godzinie ruszamy do hotelu.
Hotel Longhorm przywitał nas iście amerykańską atmosferą z kasynem, wystrojem i specyficznym zapachem. Od razu przypomniały mi się cudowne wakacje u Cioci na wsi pod Częstochową wraz z ówczesnymi westernami. Jesteśmy głodni, zmeczeni pozbawieni wszelkich dobr, ale szczęśliwi. Hotel jak to w hotelach ma recznik, mydlo, wodę jest nieźle. Szybki lifting i ruszamy coś zjeść bo nasze zapasy są gdzieś. Sklep zakupy na śniadanie, szybka kolacja w restauracji przy kasynie, po szczeniaczku i lądujemy w łóżkach. Jak na pierwszy dzień wystarczy.
Kasyno zostawiamy na jutro a teraz w objęciach Morfeusza zasypiamy.
Dzień drugi
Trzecia w nocy pobudka dzwoni telefon. Odbieramy i dowiadujemy się, że zeby przypadkiem nam grosza odszkodowania nie dać odnaleźli nasze bagaże i czekają one na nas w recepcji. Czy to byl sen – nie o czym przekonalem się rano. W bagażu żony przeprowadzono rentgen o czym świadczyła pozostawiona kartka i brak mojego zamknięcia opaską. Po za tym brak śladu kontroli.
Mamy swoje rzeczy, śniadanko, zapoznanie się z rozkładem i organizacją komunikacji ruszamy na podbój centrum. Po drodze znana ichnia sieć fast foodów i jakiś szybki obiadzik. Ja globalnie jadam wszystko za wyjątkiem tych rzeczy których nie jadam, a ich jest większość. Zamówiłem hamburgera w końcu być w ameryce i nie spróbować to grzech.
Idąc drogą zastanawiałem się dlaczego przejeżdżające autobusy mają wzmocnienia na kangury przecież to nie Australia.
Jak widać na zdjęciu z bliska są to bagażniki na rowery. Mają je wszystkie autobusy miejskie !!! Takich udogodnień jest duzo więcej. Bilet dobowy 5 dolarów u kierowcy i śmigamy 10km do centrum. Miasto jak i peryferia tojedno wielkie kasyno. Gra się wszędzie na wszechobecnych ruletkach, automatach czy innych stołach do pokera. Po za stroną techniczną noclegi transport etc. wszystko inne co znajduje się obok kasyn ma zapewnić rozrywkę lub pocieszenie grającym. Innych elementów infrastruktury nie ma. Przez główny deptak spaceruje się przechodząc przez luksusowe hotele, nieodłączne kasyna, zabudowę nawiązująca do wszystkich stylów europejskich. Mówiąc krótko to trzeba samemu zobaczyć bo w dwóch zdaniach nie da się tego wszystkiego opisać.
ý h
Dzień 3
Dziś odbieramy campera. Ta operacja zajęła nam prawie caly dzień. Późnym popołudniem ruszamy po przez duże zakupy w trasę. Przed nami jakieś 200 km i docieramy już w nocy na zarezerwowany camping w parku narodowym Zion. Tu trochę wyjasnien campera zarezerwowalismy jeszcze w kraju. Koszt wynajęcia to jakieś 15 tys. złotych. Camper dość duzy jak na polskie warunki malutki jak na tutejsze. Wozek na bliźniakach szeroki 2,5m wys. 3,5 długość 7,5 m wagi nie znam, ale pod nogą czuć, że ciężki. Wersja iście amerykańska toporna majaca niewiele wspolnego ze standartami europejskimi. Zbiorniki w zasadzie wszystkie po 150l, zbiornik lpg, agregat prądotwórczy, air conditioning, 6 miejsc do spania, wygodne kanapy, brak miejsca dla kierowcy /wersja dla chińczyków/ i to tych niskich. Ogolnie camper zabudowany na jakiejś półciężarówce której prowadzenie wymaga dużo samozaparcia zabudowa okey dość luksusowa. Do prowadzenia tego cuda może z biegiem czasu się przyzwyczaję.
Dzień 4 Zion Canion
Po dobrym odespaniu ruszyliśmy na podbój pierwszego na naszej trasie parku narodowego. Na wstępie zakupiliśmy kartę America the Beautiful, która upoważnia nas do wstępu, wjazdu do większości parków narodowych. Koszt 80 dolarów. Uzbrojeni w to akcesorium ruszamy do informacji turystycznej. Tutaj nie mają dla nas dobrych wieści, gdyż nadchodzi załamanie pogody i wszystkie wycieczki rzeką w canionie są wstrzymane. Szkoda bo zabawa jest przednia gdyź brodząc w rzece w specjalnych strojach można dojść do najpiekniejszej części parku. Pogoda ma tu priorytetowe znaczenie ponieważ niewielkie opady deszczu potrafią w wąskim przesmyku podnieść gwałtownie poziom wody, a mając po bokach dwie pionowe ściany skalne nie ma gdzie uciekać.
Dzień 5
W skrócie leje, sprawdziła się zapowiadana pogoda. W związku z taką sytuacją zostajemy w camperze i oddajemy się zajęciom w podgrupach. Wieczorem trochę się przejaśnia więc ruszamy na spacer.
Na zakończenie dzisiejszego dnia parę zdjęć z campingu.
Dzień 6
Przemieszczamy się do kolejnego parku. Bryce Canion. Zanim jednak wyruszymy w drogę konieczny jest clear w camperze. W tutejszych warunkach i przyłączach to sama przyjemność. Camper posiada wspólny zrzut wody szarej i kota do wspólnego odpływu. Poniżej miejsce do serwisu dla camperów z zewnątrz.
Przyłącze przy naszym stanowisku.
W drodze do Bryce.
Dzień 7
Noc spędziliśmy w opadach śniegu. Skąd on się tu znalazł nie mam pojęcia, nastąpiło to chyba przez Marka z Ewą. My jak jeździmy na nasze krótkie urlopy z braku czasu nie możemy sobie pozwolić na takie incydenty.
Krótka reprymenda dla współspaczy i rano wstajemy z piękną, acz chłodną pogodą. Szybkie śniadanko parę zdjęć zabawek carawaningowych i w drogę.
Bryce Canion
Poniższe zdjęcie przedstawia dwóch osobników, którzy osiągnęli? …….. dno canionu.
z
Powrót
Na zakończenie wizyty w canionie parę zdjęć z naszego cempingu.
Jutro wyruszamy w dalszą drogę i liczymy na to iż spotkamy się z naszymi znajomymi poznanymi w Las Vegas. Nasi australijsko-polsko-niemieccy znajomi okazali nam dużo pomocy przy wynajmie campera i chcielibyśmy w stosownej polskiej atmosferze z nimi ten temat omówić. Liczymy na spotkanie jutro.
Dzień 8
Opuszczamy stan Utah i wita nas ciepłym klimatem Arizona. Niestety na dzień dobry trzeba zatankować nasz wózek. Dystrybutor odmawia współpracy z naszymi kartami, więc idę do kasy wpłacić wstępne 100 dolarów i możemy tankować. Limit jest wybieramy najtańszą benzynę i lejeme, lejemy i jeszcze raz lejemy. Ford spala jedyne 25 litrów na 100 km i to trochę boli bo przed nami jeszcze 2000 mil.
p
Jak zapewne większość z Was wie zawodowo zajmuję się ciągnięciem druta więc nie moglem sobie odmówić zatrzymania auta i sfotografowania elektrowni wodnej. Ot takie zboczenie zawodowe.
Ruszamy dalej – gdzieś na terenie rezerwatu indian;
A teraz Grand Canion ostatni punkt w dniu dzisiejszym.
Dzień 9
Route 66 śniadanie
Tak z ciekawych rzeczy to wszystkie ceny są cenami netto, więc teraz z rachunkiem za śniadanie w kwocie netto 69 dolarów biegniemy do kasy. Tam doliczą nam 8-15% i będzie po sprawie. Ale śniadanie było extra, dobrze zainwestowaliśmy.
Route 66 Stan Arizona w drodze do National Park Joshua Tree
Dzień 10
ł
Dziś po zwiedzeniu parku udaliśmy się prosto na wybrzeże. Spędziliśmy gdzieś nad pacyfikiem na dziko noc.
Dzień 11
Po sprawdzeniu klilku miejsc nabieramy przekonania iż bez rezerwacji nie ma szans na miejscówkę nad oceanem. O tyle to jest dziwne, że jest tutaj dawno po sezonie i wszyscy zapewniali nas iż rezerwacje są niepotrzebne. W związku z tym jedziemy dalej w kierunku San Francisko. Udało się zatrzymujemy się na campingu sieci Koa tuż przy oceanie w miejscowości Moss Landing. Mamy tutaj debilnet więc udaje mi się coś napisać, ale o wstawianiu zdjęć do word pressa nie ma mowy. Tak więc zdjęcia będą później. Dzień mija nam na obserwacji delfinów w oceanie, spacerach etc.
Dzień 12
Ciąg dalszy odpoczynku nad oceanem. Dziś robimy nic. To może stać się moim ulubionym zajęciem. Internet co prawda jest, ale nie ma możliwości przesyłania zdjęć. Zaległości nadrobimy przy pierwszej sposobności. W związku z tym trochę ciekawostek. Po pierwsze na campingach nie ma źadnych podciepów. Efekt jest w postaci ciszy i świętego spokoju. Zawsze dziwiłem się, ze za hotel bez dzieciarni trzeba słono dopłacić dziś to doceniam. Ruch drogowy odbywa się tu zgodnie z przepisami i zasadniczo nie spotyka się osób przekraczających przepisy. Na skrzyżowaniach w kształcie litery T pierwszeństwo mają pojazdy nieskręcające. Na skrzyźowaniach prawoskręt odbywa się bez żadnych chorych strzałek przy czerwonym świetle. I najciekawsze, występują tu dość często skrzyżowania dróg gdzie wszyscy uczestnicy mają znak stopu. Pierwszy rusza ten, który pierwszy przyjechał. Wyobraźcie sobie takie skrzyżowanie w Polsce, gdzie oczywistym jest iź każdy przyjechał pierwszy, a niektórzy byli nawet wcześniej.
W trakcie spaceru nabyliśmy świeżo złowioną rybę „Lincoln”, którą dziewczyny czym prędzej przyrządziły na kolację. Mi udało się wnieść wkład do kolacji w postaci wyprodukowania bułki tartej z bułki świeżej w ciągu paru minut. Nasrępnie ktoś nam opróżnił nasze naczynia i tyle widzieliśmy naszą rybkę. Pyszna!
Moss Loading
Dzień 13
Przenosimy się kilka mil dalej do miejscowości Santa Cruz Dzień 14
Chyba nastał czas żeby zaprzestać pisania relacji z wyprawy. Powód bardzo prosty na portalu karawaning z którym byłem związany od kilku lat szanowni „koledzy”administratorzy wywalili mój link do relacji do śmietnika. Widać nie zawiera on informacji związanych z carawaningiem. Myślę, że może jest też inny powód. Polakowi dobrze jest wtedy, kiedy sąsiadowi jest gorzej i takie przesłanki kierowały ” kolegami” z administracji karawaning.pl . Oj płytkie to płytkie !!! Liczba osób, które codziennie odwiedza moją stronę przekonała mnie do dalszego pozostania przy tworzeniu tego bełkotu.
A więc w temacie co to jest Osowóz ?
Odpowiedź jest to pojazd carawaningowy, ulubiony wśród amerykanów, których to pojazdów na tych drogach jest mnóstwo. Nazwa jest zastrzeżona dla jednego z naszych kolegów z Polski, który takim pojazdem jak prawdziwy amerykański carawaningowiec jeździ na codzień. Osowozy amerykańskie;
Kończąc dygresję camper, czy przyczepa bez względu na wielkość, długość czy też liczbę osób na którą jest zarejestrowana wygodna jest zawsze dla dwóch osób. Przyznam, że dość fajnie wyglądają małżeństwa bez podciepów urzędujące na campingach w kilkudziesięcio tonowych potworach z małą terenóweczką na sztywnym holu.
Ruszamy do San Francisko.
Natural Bridges State Beach
A teraz przed nami jakieś 90 mil, które zajeły nam ładne kilka godzin jazdy. Autostrady highway w stanie bardzo dobrym, ale ruch niesamowity do tego korki horror. Pomimo 4-7 pasów w jedną stronę wlekliśmy się tak, że przyjechaliśmy na zarezerwowany wcześniej camping totalnie wymęczeni.
Na campingu, który wygląda jak muzeum carawaningu czekała na nas miła i kompetentna obsługa.
Camping zlokalizowany jest z drugiej strony zatoki w pobliżu dużego centrum handlowego. Generuje to podniecenie u żony mojego przyjaciela sięgające zenitu. Poniżej Ewa startująca do centrum handlowego.
Ja też rozważam zakup jakiejś pamiątki z wakacji i myślę, że ta poniższa zabawka byłaby adekwatna.
Dzień 15 sobota 1 październik
Tak w zasadzie relacja trwa już ponad dwa tygodnie, a mi nie udało się jeszcze przedstawić naszej załogi. Może temat powinien być na samym początku, ale tyle się działo, źe gdzieś uciekło nadrabiam. Marek mój przyjaciel ze studiów drobna znajomość datowana ponad 30 lat temu. Co prawda siedzieliśmy przez moment w tej samej ławce na Politechnice w Szczecinie, ale branżowo, zawodowo nie jesteśmy spokrewnieni w żadnej lini. Nasze żony – pamiątki ze studiów Ewa żona Marka i Ela moja koleżanka małżonka. Zdjęcia poniżej Marek z Ewą.
No i cóż Ja prowodyr i organizator tej wycieczki wraz z Elą moim wsparciem.
San Francisko
O godzinie 7 w środku nocy zostałem wyrwany z łóżka. To jakieś nieporozuminie ja życie zawodowe zaczynam od 9 rano, a tu na urlopie taki cyrk. No, ale czego nie robi się dla przygody. Ruszamy szybkim spacerkiem do promu rozpracować karty przejazdowe i załapać się na prom. Kolejka już dość pokaźna przy automacie biletowym stoi miły pan z obsługi i udziela nam instrukcji co, jak, po co, na co i dlaczego. Zaopatrzeni w bilety stoimy w kolejce zaczyna się odliczanie i okazuje się, że są dla nas miejsca więc ruszamy.
Więzienie San QuentinDalej z promu.
San Francisco city
A teraz taka ciekawostka gość poniżej czyli Albert Einstein urodził się 14 marca. Ja i Ewa również.
Administrację karawaningu i innych moich wrogów informuję, że to na czym siedzę to nie jest krzesło elektryczne i jeszcze chwilę pociągnę. Zdjęcia z salonu zabytkowych urządzeń rozrywkowych.
A tu największa atrakcja dnia dzisiejszego Car Cable, czyli słynny tramwaj którym mieliśmy okazję poruszać się na tzw. Doczepkę po ulicach San Francisco. Wrażenia niesamowite ze względu na różnicę poziomów ulic. Tu niestety wychodzi fakt pisania relacji na tablecie i wstawiania zdjęć tylko z niego. Jak wrócimy do kraju połączę zdjęcia z apartu ze zdjęciami obecnymi.Nasz motorniczy.
I tak dojechaliśmy do China TownWesele. Chcieliśmy z Markiem bliżej zapoznać się z druchnami, ale koleżanki małżonki skutecznie nas zniechęciły.
Zjedliśmy jakąś przekąskę w postaci hamburgerów z zupą, ale było to nieporozumienie. Po raz kolejny przekonałem się co do słuszności podróży camperem w którym mamy zbliżoną do polskiej kuchnię.
Na dziś wrażeń wystarczy. Idziemy spać
Dzień 16 niedziela 2 październik San Francisko cd.
Wstajemy znowu w środku nocy, doładowywujemy kartę do przejazdów promowych i miejskich i ruszamy. Nasz cel eksploracja San Francisko ze szczególnym uwzględnieniem
Alcatraz. Na początku była go twierdza wojskowa pełniąca rolę obronną portu, w latach 30 została przekształcona w więzienie, w latach 60 po zamknięciu więzienia, /ze względu na wysokie koszty/ teren opanowali indianie, którzy postanowili stworzyć tu rezerwat. W latach 70 rząd utworzył z Alcatraz park narodowy, czyli innymi słowy powstało z tego specyficzne muzeum. Jednym z pierwszych klientów tego zakładu nr 83 był Al Capone. Strażnicy byli uczeni jedynie pilnowania, a nie funkcji penitencjarnych ! Ciekawostką przyrodniczą jest fakt iż dokoła więzienia żyły rodziny pracowników więzienia z całym zapleczem socjalnym, oraz ze szkołami dla dzieci włącznie. Dodam, że bilety rezerwowałem jakieś dwa miesiące temu i tylko to pozwoliło nam na zobaczenie tego chyba najsłynniejszego więzienia na świecie.
Szybka przekąska na ulicy /5$/
A przed nami Lombard street. Ulica na bardzo krótkim odcinku ma pokaźny kąt nachylenia i żaden pojazd by tego wzniesienia nie pokonał. W związku z tym ulica ma kształt zwielokrotnionej litery S. Bez pomocy drona nie da się jej zobrazować. Może te dwa zdjęcia jednak przybliżą Wam zagadnienie.
W całym rejonie tej dzielnicy panują duże kąty nachylenia ulic. Filmy, które oglądaliśmy w kinach kręcone w San Francisko oddawały naturalny stan rzeczy, a nie fabularyzowane bajki.
Dzień 17
Opuszczamy niestety San Francisko i udajemy się na dalszy podbój ameryki.
W San Francisko tak na prawdę trzeba spędzić conajmniej 5-6 dni. Tylko skąd ten urlop.
Yosemite National Park
Docieramy tu późną nocą nie mamy już żadnych rezerwacji bo miało być po sezonie. Prawda jest trochę inna. Sezon w pełni. Wiedzieni instynktem wjeżdżamy na teren parku w poszukiwaniu jakiegoś cempingu. Pa rk ma drogi w przebudowie i dużo z nich jest zamkniętych. Nawigacja po raz pierwszy nie ogarnia tematu. Ląduje na jednokierunkowej dwupasmówce pod prąd i nieukrywam mam wszystkiego serdecznie dość. Po wycofaniu pełna koncentracja i docieramy do Visitor Center pod, którym jest potężny parking na dokładkę z miejscami dla RV bo tak w skrócie zwą się tu campery. Podejmujemy decyzję o zostaniu na noc mimo tego iż w parkach narodowych nie wolno camperować po za wyznaczonymi miejscami. Rano budzimy się w doskonałych humorach i ruszamy zwiedzać. Tu pierwsza niespodzianka kursują wszystkie bezpłatne autobusy /shuttle/ bo jest pełnia lata. Shuttles to genialny wynalazek gdyż można do niego wsiadać wysiadać w dowolnym momencie, a kursuje on między wszystkimi głównymi atrakcjami danego parku. Jadąc tym autobusem przejeżdżał on moją wczorajszą trasę i kamień spadłmi z serca gdy zobaczyłem jak jedzie on pod prąd dwupasmówką bo takie jest oznakowanie drogi. Drugi bonus to po zgłoszeniu w office można na parkingu na którym stoimy nocować.
Dzień 18
Po dokończeniu zwiedzania Yosemite jedziemy do następnego punktu programu.
Dzień 19
Three Sequoia Rivers National Park
W nocy docieramy do Parku od strony miejscowości Visalia. Tu zaskoczenie pomimo późnej pory przy wjeździe do Parku oczekuje na nas Rangers. Miło wdajemy się w pogawędkę i zaczynają się schody. Po pierwsze w związku ze zbliżającą się zimą w parku już nie kursują Shuttle i zasadniczo jest bardzo mało turystów. Ta informacja bardzo nas martwi, bo żeby cokolwiek zobaczyć będziemy musieli uruchomić marszobieg lub campera. Do marszobiegów jesteśmy już przezwyczajeni /średnio dziennie kilkanaście kilometrów spacero-zwiedzań/ natomiast idące załamanie pogody, w nocy ujemne temperatury i konieczność zwiedzania z auta nie jest nam na rękę. To wszystko jest jeszcze do przeskoczenia mamy pół baku paliwa, możemy jeździć do woli, w parku działa całoroczny campground jest okey. Ale schodów ciąg dalszy strażnik pyta o długość naszego wózka i bacznie mu się przygląda. Grzecznie tłumaczę czując smród w powietrzu,że camper ma jakieś 20-25 stóp. Rangers kręci głową i stwierdza /będąc bliskim prawdy/, że to jest jednak 25 a nie 20 stóp i droga która jest przed nami nie jest rekomendowana dla tego pojazdu. Pytamy co dalej. Nie ma problemu jest inna bezkolizyjna droga, tylko trzeba trochę nadłożyć. Uff jednak nie jest tak żle. Strażnik cały czas odwodzi mnie od zamiaru jazdy prosto więc nie mając argumentów jedziemy drogą okrężną. Nie wiem czy to był błąd czy nie , ale nadłożyliśmy po serpentynach, stromych podjazdach tylko 200 mil. 2 w nocy jesteśmy u celu. Zostajemy mimo,że nie wolno pod samym campingiem i idziemy spać. Rano skoro świt /11/ wstajemy i próbujemy ustalić ile i komu płaci się za campground pod którym stoimy bo nikogo tu nie ma. Rezultat jest taki, iż ustalamy procedurę; z puszki bierze się kartę meldunkową + kopertę, wypełnia się ten kwitek do koperty pakuje się cash w wysokości 22 $ lub podaje się nr karty kredytowej i całość wrzuca się do słupka, który stoi przed wjazdem. Gotowe teraz śniadanie i zwiedzanie bo Sekwoje czekają. ruszamy z tzw. buta, ale po jakimś pierwszym czy trzecim kilometrze stwierdziłem iż wracam po campera. Ta decyzja była genialna bo mimo zwiedzania autem wróciliśmy znowu po kilkunasto-kilometrowym spacerku padnięci jak śnięte ryby.
Punkt widokowy Moro Rock 2000 m npm.
Tu widać po prawej nierekomendowaną drogę
Schodzimy las Sekwojowy cdn.
Drzewa mają wysokość mniej więcej wieżowców 24 piętrowych, czyli coś między 85, a 120 metrów. Te największe są ukrywane przed okiem gawiedzi. Ich wiek, tych najstarszych datuje się na 2300 -2700 lat !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Obwód pnia 30-40 metrów, średnica naście, oj robi wrażenie gdy stoimy obok. Z tablic informacyjnych wyczytałem iż w 1953 roku jedno z drzew samoistnie się przewróciło mając około 2300 lat. Przewrócone giganty robią wrażenie. Bez problemu w wydrążonym tunelu mieści się duży dostawczak. Na nas strasznie przygnębiające wrażenie robiła spuścizna – pożary sprzed kilku lat. Okazuje się jednak, że przyroda znalazła dla tego zjawiska zastosowanie niezbędne do funkcjonowania ekosystemu. Mianowicie szyszki Sekwoi rosnące bardzo wysoko owocując nie spadają tak jak w znanych nam drzewach co roku, tylko co lat kilka, kilkanaście. Co prawda przesympatyczne wiewiórki wydłubują część nasion, ale stanowi to marginalny procent całości. Żeby szyszki spadły i uwolniły nasiona potrzebna jest wysoka temperatura – pożar. Wtedy obumierające zwęglone mniejsze 30-40 metrowe drzewa stanowią doskonały nawóz i pozwalają na wzrost nasion Sekwoi. Po kilkudziesięciu latach na „staruchach” nie ma specjalnych śladów pożaru, las odrasta, a młode Sekwoje mają się w najlepsze.
Dzień 20 /thursday 20 oct/
Ruszamy w trasę przed nami spory kawałek drogi, więc ponownie docieramy do punktu docelowego w nocy. Jest to campground przed dojazdem do Death Valley przy stacji benzynowej. Oferuje on skromne warunki, ale nam to na polaków rozmowy wystarcza, a i przy okazji przespać też nam się udaje. Ważne następny campground dopiero po przejechaniu całej doliny !!! Tu nasunął mi się taki stary kawał, kiedy uczeń przychodzi na Śląsku na praktyki i majster mówi do niego „te uczeń skocz po halbę” uczeń pyta „majster , a co to jest halba” majster ” masz rację kup dwie” dla wyjaśnienia to z języka śląskiego pół, w tym wypadku półlitra. Opowiadam to dlatego, że Marek /ze Szczecina/ szedł na zakupy sam więc mówię do niego kup halbę on się pyta co to jest halba więc grzecznie wyjaśniłem, żeby kupił dwie. Wszystko byłoby okey gdyby nie fakt iż tutejsze butelczyny są oczywiście połówkamu, ALE GALONA 3,79 litra. Działo się, działo.
Dzień 21
Po nocy spędzonej nomen-omen na Pustyni Śmierci w otoczeniu gorąca, bezludzia, skał i grzechotników ruszamy w naszą końcową trasę. Dolinę zwiedza się globalnie z pozycji auta z małymi sesjami zdjęciowymi w drodze.
DEATH VALLEY
Nadszedł ostatni punkt programu Dam Hoover – Tama Hoovera na której zabudowana jest elektrownia wodna;
Dzień 22
Zdanie campera i wylot z las Vegas bay bay ameryko.
Campera oddajemy bez żadnych problemów. Pobieżne rzucenie okiem na uszkodzenia przez obsługę – ich brak, papierologia, dopłata za dodatkowo zwiększoną ilość kilometrów i jedziemy na lotnisko.
Na lotnisku chwila wytchnienia ostatnie zabawy hazardowe /przecież nie będziemy wracać z kasą/ i liniami United przez San Francisko, Frankfurt do domu.
Ostatnie spojrzenie na Las Vegas.
Przesiadka w San Francisko i kontrola szczegółowa bagaży koleżanki małżonki.
I po dwudziestu paru godzinach lotnisko w Pyrzowicach, gdzie czeka na nas niespodzianka w postaci zaginięcia bagażu mojej żony. No więc papierologia, wyrażamy swoją opinię na temat przewoźnika Lufthansa wraz z United i jedziemy na POLSKI NORMALNY OBIAD. Po daniach serwowanych przez amerykańską kuchnię naszym nieprzystosowanym żołądkom nasunął mi się taki stary, ale mocno z ameryką związany kawał.
Kelner pyta po obiedzie gości – Smakowało?
Klient – No wie Pan .upy nie urywa
Kelner – Na razie
Za chwilę pożegnanie naszych przyjaciół. Jest 20 wieczorem, a przed nimi jeszcze drobne 600km do Szczecina.
I to już niestety koniec rano wracamy do pracy i szarej codzienności.
Tutaj korzystając z okazji chciałbym podziękować;
Naszym współtowarzyszom Markowi i Ewie za towarzystwo w tej szalonej wyprawie, oraz za sfinansowanie połowy wydatków.
Zbyszkowi z Patrycją z USA za udzielone cenne wskazówki na etapie planowania podróży.
Wszystkim którzy zamieścili relacje ze swoich wypraw w debilnecie, gdyż były dla nas skarbnicą wiedzy.
oraz Anke i Adamowi za pomoc w wypożyczalni.
PODSUMOWANIE
Wyjazd bardzo udany pomimo wielu niedociągnięć organizacyjnych udało nam się go zrealizować zgodnie z zakładanym planem.Jako iż wiza przyznawana jest na okres 10 lat już świta mi myśl, żeby do Ameryki wrócić tym razem na trochę inną wycieczkę śladami Alberta Einsteina i Nikoli Tesli, czyli wyjazd rekreacyjny na łonie techniki. Jest tylko mały szkopuł finanse i urlop.
Koszty itp;
Wszystkie wydatki łącznie dla naszej czwórki.
Bilety lotnicze linie łączone Lufthansa i United 16942 zł
Camper 2337,78 $ płatne w dwóch ratach w kraju i na miejscu 1443,84$ razem 3781,62$ przejechaliśmy camperem 2720 mil = 4350 km,
Paliwo 750$ 285 Galonów
3550$ Wizy,ubezpieczenia,wyżywienie,wstępy,campingi,restauracje
Camper;
Ważył coś koło 6 ton szczerze nie przetłumaczyłem do końca tych wszystkich pozycji z danych technicznych i nie wiem czy to było DMC czy też jeszcze nie. Nie ma to o tyle znaczenia że do jego prowadzenia potrzebne było prawo jazdy kategorii B. Camper był wyposażony w komplet garnków, sztućców, talerzy,szklanek itp. prześcieradła + koce, poduszki, ręczniki. Zbiornik szara 150l, kot 150l, woda czysta 150l. dodatkowo króćce i węże do podpinania się na campingu pod ciągłe zasilanie wodą i bieżące odprowadzanie nieczystości. Piekarnik gazowy, mikrofalówka, kuchenka trzypalnikowa, bojler gazowy, lodówka 160l z zamrażalnikiem.
Moim zdaniem od strony praktycznej;
Niezbędne;
-wg. przepisów międzynarodowe prawo jazdy
-karta kredytowa systemu VISA akceptowalna wszędzie, bez niej wypożyczenia, rezerwacje są zasadniczo niemożliwe, generalnie wszędzie płaci się kartami debetowymi lub kredytowymi
-gotówka i to dużo w małych nominałach do 20$ gdyż np. w San Francisko większych nie przyjmowali
-przejściówka gniazda sieciowego standardu USA na europejski /nasze wtyczki nie pasują/
-rezerwacje campgroundów w dużych miastach i parkach. My mieliśmy zarezerwowane w San Francisko, hotel w Las Vegas zaraz po przyjeździe nie można wypożyczyć campera musi minąć minimum jedna doba od przylotu !!!, National Park Zion
– ksero wszystkich dokumentów,paszportów,prawa jazdy,spis numerów telefonów rodziny, banku, sieci komórkowej czego nikomu nie życzę na wypadek kradzieży niezbędne /przerobiłem taką lekcję w innym kraju w tym roku/
Przydatne;
-karta debetowa VISA do konta $ umożliwia np.płacenie za paliwo na stacjach samoobsługowych w nocy nie zawiera przeliczeń jak przy kredytowej
-Latarka czołówka w nocy w parkach i na pustyni wręcz niezbędna
-Internet do telefonu my mieliśmy pakiet atlantycki z sieci Plus 2,5 Gb za 200zł brutto, pozwala na dokonywanie rezerwacji, sprawdzanie co gdzie jak i dlaczego. Trzeba tutaj dodać iż na większości campingów internet był w cenie. Bieżcie również pod uwagę fakt, że w dużych parkach Yosemite, Sekwoje, Death Valley występował całkowity brak internetu i zasięgu sieci telefonicznej !!!
-nawigacja my używaliśmy Here do pobrania za darmo w wersji offline była super z uprzednio ściągniętymi mapami stanów po których się poruszaliśmy.
-okulary przeciwsłoneczne
-przedłużacz USB i przejściówka gniazdo zapalniczki na USB. Camper posiadał kilka gniazdek USB genialnych do ładowania elektroniki, ale były one w takich miejscach, że super byłoby mieć 1 metrowy przedłużacz. Przejściówka niezbędna do używanie nawigacji z przodu auta
Zbędne;
-nie brać nawigacji z wypożyczalni /wysokie koszty 6-10$ dziennie/
-nie brać generatora prądu, wykorzystaliśmy go ledwie przez kilka minut na podgrzanie pizzy,a na większości campingów prąd był w cenie, a stojąc w miejscach bez prądu albo są ustalone krótkie godziny na używanie generatora, albo jest zakaz jego używania. Na objazdówce brak zastosowania dla tej zabawki.
-krzesełka i stół, krzesełko pomijając jakość rozłożyliśmy raz 1 sztukę i tyle. Wszędzie gdzie byliśmy są stoły do biesiadowania i zamiast rozkładać cały majdan lepiej z nich korzystać.
-płyny do toalety zasadniczo zbędne przy /nie używaliśmy/ przy ich konstrukcji toalet – zbiornik 150l z bezpośrednim zrzutem który jest przy każdym stanowisku campingowym nie trzeba się martwić o zapachy itp.
Jeśli ktoś z Was ma jakieś pytania, chciałby czegoś innego się dowiedzieć proszę o kontakt;
email volvex@poczta.onet.pl lub w sprawach pilnych telefonicznie 601 526603
postaram się odpowiadać na pytania dopisując cenne informacje do powyższego opisu.
Galeria dla tych, którzy dotrwali do końca;
Układy trzeba mieć wszędzie
Poniżej hit sezonu malutka przyczepa z balkonem moje nr 1 na liście przebojów